Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Basil Poledouris

Conan the Barbarian (Conan Barbarzyńca) The Complete Score

(1982/2010)
5,0
Oceń tytuł:
Michał Turkowski | 06-12-2010 r.

Całe 28 lat. Tyle czasu kazano czekać miłośnikom muzyki filmowej na wydanie kompletnego nagrania arcydzieła gatunku jakim jest Conan Barbarzyńca. Ilustracja muzyczna filmu Millusa, podobnie jak i obraz, który upiększa, to bez dwóch zdań tzw. mega-kult. Prosta, ale angażująca historia Conana, który na własnych oczach traci rodzinę i postanawia w dorosłym życiu pomścić swoich bliskich, przez zawarty weń uniwersalizm oraz piękno strony audio-wizualnej (muzyka, zdjęcia) zyskała sobie uznanie na świecie i dużą liczbę fanów.

Pomimo iż Conan Barbarzyńca, to muzyka wielka i ponadczasowa, to niestety trzeba przyznać, że Basil miał pecha. Potężnego pecha. Jego wielkiego dokonania, jakim bez dwóch zdań jest Conan, nie zauważono poza środowiskiem fanów gatunku (i fanów samego filmu Milliusa rzecz jasna). Score otrzymał tylko nominację do Saturna i żadnych innych nagród czy wyróżnień, które mogłyby zwrócić nań uwagę świata. Szczególnie brak nominacji do Oscara, przyczynił się do zapomnienia o tym score (choć wtedy Conan musiałby polec w starciu z E.T., na korzyść którego działała renoma filmu…). Owszem, dla miłośników soundtracków, Conan był, jest i będzie obiektem kultu, ale jestem pewien, że przy dobrym zaprezentowaniu tego dzieła światu, score Poledourisa mógłby dziś cieszyć się taką popularnością jak muzyczne The Lord of The Rings czy Star Wars


Kolejny problem, który składa się na pecha Basila stanowi nagranie tej muzyki. Conana Barbarzyńcę wykonał zespół złożony z członków dwóch różnych włoskich orkiestr symfonicznych. Poledouris często w wywiadach podkreślał niezadowolenie z oryginalnego wykonania, jego realizacji nagraniowej, problemów związanych z barierą językową w komunikacji z muzykami itd. Co najgorsze jednak, we Włoszech brakowało… potrzebnych dla kompletności partytury instrumentów! Sprawa rozchodzi się zwłaszcza o asortymenty perkusyjne, które w nagraniu zostały pomniejszone względem zawartości oryginalnych orkiestracji. Aż dziw bierze, że tak słabe filmy, z lat 80. jak Clash of the Titans czy Krull mogły poszczycić się ścieżkami nagranymi przez słynną London Symphony Orchestra. Jakże cudownie musiałby zabrzmieć Conan w wykonaniu LSO pod batutą Basila… Źródłem problemu może być osoba Dino DeLaurentisa, który, co wielce prawdopodobne, mógł zażądać realizacji muzyki we Włoszech.

Na rynku muzycznym, magnum-opus Basila ukazał się dwukrotnie, wpierw nakładem Milanu a później poszerzoną (o niemal 20 minut ścieżki) edycją Varese, która dziś jest białym krukiem, wściekle pożądanym przez miłośników muzyki filmowej. Jednakże nawet ten, niespełna 70 minutowy album, nie dość że nie zawiera całego score, to w dodatku charakteryzuje się słabym dźwiękiem (choć i tak poprawionym względem tego co słyszeliśmy na płycie Milanu). Kolejne, kompletne już wydanie tej partytury stanowiło obiekt marzeń wszystkich fanów gatunku, lecz zaginięcie taśm z nagraniem przekreśliło na to szanse. Ale możliwy jest przecież re-recording, prawda?

Dyskusja na temat ponownego nagrania Conana, którego chciał dokonać sam kompozytor, odbyła się między Jamesem Fitzpatrickiem a Basilem już w połowie lat 90. Niestety, drogi obu Panów rozeszły się i sprawa ucichła. Ostatni raz, Poledouris poprowadził wykonanie Conana w 2006 roku, na pamiętnym koncercie w Ubedzie, poprzedzającym jego odejście z tego świata zaledwie o kilka miesięcy. Niestety, śmierć Basila sprawiła że nadzieje na re-recording – tym bardziej udany, odeszły wraz z nim.

W roku 2010 na początku listopada wybuchła bomba. W Internecie ogłoszony został pilnie strzeżony re-recording, dumnie określany jako „wydarzenie roku”. Domniemania dotyczące score’u, który niebawem ma się ukazać, były różne, lecz niemal każdy, głęboko w sercu wierzył że będzie to Conan, Conan Barbarzyńca. W listopadzie tego roku, marzenie fanów muzyki filmowej stało się faktem – arcydzieło pióra Basila Poledourisa, zostało przywrócone do życia! I bez dwóch zdań jest to wydarzenie roku!


Conan The Barbarian został nagrany przez doświadczoną w wykonaniach muzyki filmowej The City of Prague Philharmonic Orchestra and Chorus. Rola dyrygenta, tradycyjnie przypadła osobie Nica Raine’a, który wcześniej dokonał genialnej interpretacji magnum opus Miklosa Rozsy znanego światu jako El Cid. Mając do dyspozycji osobiste wskazówki kompozytora, oryginalne nuty z orkiestracjami Grega McRitchie i Renato Serio, partytury z koncertu z Ubedy, składające się na ulepszone przez kompozytora wersje utworów, muzycy, Raine i James Fitzpatrick dokonali jednego z najlepszych re-recordingów w historii muzyki filmowej, kładąc na łopatki oryginalne nagranie Basila.

Powiem krótko: kompletny Conan mówiąc kolokwialnie miażdży. Nowe nagranie jest niesamowicie monumentalne, niezwykłe pod względem jakości dźwięku i fantastyczne od strony interpretacji (bardzo klasycznie brzmiącej, silnie koncertowej). Zarzuty co do pewnych zmian w wykonaniu, mogą mieć tylko najwięksi maniacy oryginału, dla których jedna, inaczej zaakcentowana nuta względem wykonania Włochów będzie zbrodnią. Ale nowo nagrany Conan jest wielki. I znacznie lepszy niż oryginał.

Geniusz dokonania Basila ma swoje źródło głównie w genialnym wyważeniu proporcji zawierających się w całości partytury, która, jak to pisał przy okazji recenzji wydania Varese mój redakcyjny kolega Łukasz Wudarski – zawiera wszystko czego byśmy sobie życzyli. Conan kumuluje w sobie ogromną tematykę, potężne chóry, epickie brzmienie, wybitną rolę w filmie i niezwykłą wewnętrzną siłę, coś absolutnie nieposkromionego, niespotykanego nigdzie indziej. Dwie płyty, zawierające kompletną partyturę Basila, zapewnią każdemu miłośnikowi epickiej muzyki, ogromną dawkę przygody, bowiem w całej krasie, score ten, charakteryzuje znany także z Cyda tzw. „musical storytelling”. W przypadku Barbarzyńcy, film nie jest tak naprawdę potrzebny, bowiem ta muzyka i bez obrazu opowiada historię Conana – od przepełnionego cierpieniem dzieciństwa aż po punkt kulminacyjny jego życia, jakim jest zemsta na mordercy rodziców. Swoją muzyką, Basil nie tylko opisuje wydarzenia same w sobie, ale również uczucia i przeżycia bohaterów (piękna charakterystyka siły zemsty w Conan Leaves Valeria/The Search), zwątpienie (The Awakening) strach (The Tree of Woe), potęgę zła (Riders of Doom), dziwaczną seksualność stanowiącą zabawkę w rekach Dooma (The Orgy), czy też niewypowiedziany smutek i żal (piękna, wręcz płacząca waltornia w Funeral Pyre).

Potężna baza tematyczna, stanowi główne spoiwo partytury, która trzymając się w pełni melodyjnej formuły zyskuje na przyswajalności, ale i tworzy operowy sposób opowiadania. Tematy Conana i Jeźdźców Dooma są najczęściej eksploatowane, a szczególnie ten przypisany osobie głównego bohatera jest używany przez kompozytora niezwykle inteligentnie, ilustrując wydarzenia bardzo istotne w życiu Barbarzyńcy. Tak więc melodia ta jest obecna w takich scenach jak choćby odnalezienie miecza, czy też podczas rozmowy z ojcem, która dla bohatera staje się punktem odniesienia w późniejszym życiu (istota zagadki stali).


Nowe nagranie Prażan jest prawdziwie monumentalne i wierne oryginałowi, lecz Nic Raine, aby muzykę odświeżyć i nadać jej nowe życie, inaczej zinterpretował niektóre fragmenty, nie zapominając jednak o pierwotnym charakterze dzieła Poledourisa. Co ważne, niektóre z utworów, zostały wykonane nie z oryginalnych nut z 1982 roku, lecz z partytur, które Basil nieco zmienił na potrzeby koncertu w Ubedzie. Generalnie jednak, klimat muzyki został zachowany, co więcej, zyskała ona mnóstwo ginących w starym nagraniu detali, bowiem tutaj wszystko jest wręcz krystalicznie czyste i dokładne. Szczególnie Atlantean Sword pokazuje swoje prawdziwe oblicze w pełnej krasie – ilość zawartych weń smaczków ujawniających się w nowym nagraniu jest wręcz przytłaczająca.

Wykonanie Prażan jest zdecydowanie bardziej detaliczne, słychać wiele umykających wcześniej szczegółów i żadne dźwięki nie giną kosztem innych. Prócz znacznie większego arsenału perkusyjnego, partytura została wzbogacona o cymbalion (użyty przez Howarda Shore’a do opisania dziwacznej natury Golluma w trylogii LOTR), nadający muzyce w naturalny sposób metalicznego dźwięku. Wspomniana perkusja ma w nowym nagraniu niesamowitą siłę i moc. Fantastycznie brzmi Wolf Witch, perkusyjne solo w Riders of Doom, wejścia bębnów ubogacające Battle of the Mounds oraz fanfarę zamykającą Wheel of Pain. Właśnie ten utwór jest dość kontrowersyjny, ze względu na środkową cześć, która pozbawiona jest dźwiękonaśladowczych zgrzytów, których pominięcie było konkretnym posunięciem ze strony Raine’a. „Nowe” Wheel of Pain brzmi bardziej orkiestrowo, choć jak dla mnie wszystkie obecne w nim „syki” są wykonane lepiej niż wcześniej.

W całości, score jest zagrany znacznie lepiej aniżeli pod batutą Basila – nowe wykonanie cechuje niesamowity pazur (Anvil of Crom, z poszerzoną, znacznie rozbudowaną sekcją dętą), wręcz przepotężne brzmienie Riders of Doom i Battle of The Mounds Part I (wraz z całą reszta finałowej bitwy) swoista lekkość (karuzelowa gra blachy w The Orgy), a także duża siła emocjonalna bijąca z muzyki lirycznej i intymnej zarazem. Piękny temat miłosny w Wifeing (charakteryzujący się śliczną końcówką, w której temat Conana wykonany jest na oboju zdublowanym z delikatnym fletem) i epicki The Search, brzmią aż trójwymiarowo, tak duży poziom detalu charakteryzuje tę muzykę.


Interpretacja Raine’a jest bardzo wierna oryginałowi, lecz w kilku fragmentach, dyrygent zastosował nico inne spojrzenie na dzieło Basila. Posłużę się przykładem jakim jest Theology/Civilization. Nic w tym przypadku przesunął punkt tempa – Theology uczynił swego rodzaju skoczną pieśnią ludową, zaś delikatnie spowalniając Civilization, nadał mu dodatkowego majestatu (w tworzeniu którego ma też cudowne wejściem oboju na temat podróży). Zmiany tempa mają też miejsce w Funeral Pyre – przez co wyraźniejszy jest smutek i przygnębienie, a także w Orphans of Doom/The Awakening, dzięki czemu utwór ten zyskuje jeszcze więcej magii i zadumy. Raine potraktował score Basila niczym w pełni autonomiczne dzieło koncertowe – i chwała mu za to.

Bardzo konkretne zmiany nastąpiły w przypadku chóru. Przede wszystkim zmieniono tekst – śpiewane wersety są połączeniem tych pochodzących z pierwszego nagrania jak i koncertowych wersji z Ubedy, bowiem stare oryginały Basil… zgubił. Połączenie pierwotnych idei myślowych kompozytora z jego późniejszymi poprawkami, pięknie łączy oba bieguny jego widzenia. Chór w nowym nagraniu jest zdecydowanie wyraźniejszy i masywniejszy, co ważne, słychać dokładny śpiew a nie krzyk. Głosy są po prostu potężne. Duża odmiana ma miejsce w The Kitchen, przez co utwór zyskuje majestatyczne brzmienie, zdecydowanie bardziej inspirujące aniżeli z oryginału. Świetnie wypada nowy Gift of Fury, który nie dość że powala potęgą otwierające fanfary, to też dzięki nowej interpretacji chóralnej z pieśni śmierci, staje się lamentem skazanej na śmierć matki Conana. Cóż za cudowne spojrzenie na muzykę… Inna interpretacja dotyka także The Tree of Woe (z dodanymi kobiecymi głosami co tworzy niezwykły klimat) oraz Recovery – tutaj chór ponownie jest większy i wchodzi solo jeszcze przed wejściem oboju – cóż za magia!

Album wydany przez Prometheus bardzo konsekwentnie wypełnia luki narracyjne z wydania Varese, prezentując cały zamysł i wyobraźnie muzyczną Poledourisa. W końcu światło dzienne ujrzało dużo muzyki wcześniej nie wydanej, nie będącej co istotne, typowym zapychaczem lecz materiałem w pełni wartym zainteresowania. Na nowe tracki składają się perkusyjne Prologi (filmowy i alternatywny) i klimatyczny Wolf Witch. Kolejny interesujący fragment to Pit Fights, zdradzający Golden-Age’owe inspiracje Basila. W tym utworze, Poledouris odwołuje się do sławetnego The Rowing of the Galley Slaves z Ben-Hura Rozsy. To nawiązanie jest na tyle ciekawe, że Poledouris postrzega Conana tak jak i słynny Węgier rozumiał Hura – czyli jako niewolnika, który zmuszony jest do walki o życie (czy na ringu czy na morderczych galerach – przekaz jest ten sam). Stąd użycie nadludzkiej, bezlitosnej siły, odnajduje swoje odbicie w złowrogim rytmie utworu.

Duża część nowego materiału związana jest ze spotkaniem z Valerią i wyprawą do wieży Seta. Najbardziej z tego materiału rzuca się w uszy nie tyle skoczna muzyka z The Tavern, lecz zmysłowy (co dowodzi wyczucia sceny przez Basila) The Tower of Set/Snake Attack. Co ciekawe, ten hipnotyzujący utwór nie trafił do filmu w takiej aranżacji z jakiej grali Prażanie. Fragment ten, to tak naprawdę aranż jednej z pieśni Maryjnych ze zbioru Las Cantigas De Santa Maria, tego samego, który był źródłem tematycznym Miklosa Rozsy w Cydzie. Jako temp-track, w filmie wykorzystano aranżacje niejakiego Rene Clementica. To właśnie jego wersję, wzbogaconą o przygotowany przez Basila kobiecy wokal użył Millus. Z kolei na płytę Prometheusa trafiła pierwszy raz nagrana, autorska aranżacja Poledourisa, napisana na sześć wiolonczel, kobiecy wokal oraz perkusyjne zabawki (darbukę i congi).

Score wzbogacono też o dysonujący fragment z pojmania Conana w czasie wyprawy do Góry Mocy (końcówka Mountain of Power Procession) i podobnie brzmiącą muzykę z egzekucji Dooma. Mały zgrzyt narracyjny płyty względem obrazu Millusa ma miejsce w przypadku Battle Preparations. W filmie, utwór ten poprzedzał wyprawę trójki bohaterów do ataku na Górę Mocy. Tutaj trafia on na początek finałowej bitwy. Wnioskując z książki dołączonej do płyty, można przypuszczać że ten fragment miał początkowo ilustrować rozmowę Conana i Subotaia, lecz zważywszy na sens tej konwersacji jest to raczej wątpliwe. Battle Preparations rzuca światło na kolejną inspirację jaką kierował się Basil – chodzi o perkusyjne utwory, które są wzorowane na muzyce Fumio Hayasaki’ego z Siedmiu Samurajów.

Muzyka jest fantastycznie nagrana, choć na początku oczywiście możemy mieć problemy z przyzwyczajeniem się do nowej wersji – a to chór brzmi inaczej, tutaj trąbki są ciszej, tam jest coś głośniej… Lecz tak naprawdę powodem tego wszystkiego jest oczywiście przywiązanie do oryginału. Ja też z początku nie mogłem się przestawić, lecz gdy po dłuższym czasie obcowania z wydaniem Prometheusa wróciłem do Varese, doznałem szoku. Stare nagranie brzmi przy wypasionym re-recordingu Prażan po prostu letnio, brakuje mu mocy, momentami smaczków i detali, które ujawnia Complete, a także nieobecnego wcześniej materiału. Tak naprawdę jedyna rzecz, której nieco mi brak na nowym nagraniu, to wspaniała dominacja trąbki w okolicach drugiej minuty Wheel of Pain – tutaj trąba brzmi bardziej zachowawczo, nie wybija się ponad resztę orkiestry. Pozostałe zmiany liczę In plus i tak naprawdę cieszę się ze zmian interpretacyjnych – za znacznie lepszy pomysł uważam inne spojrzenie na muzykę, dzięki czemu Raine nie skopiował po prostu nagrania Basila.

Podsumowując: w nowym nagraniu, Conan Barbarzyńca jawi się jako prawdopodobnie najlepszy score wszechczasów. Oczywiście, każdy z nas może wybrać inną partyturę, lecz w tym wydaniu, Conan zdaje się być partyturą kompletną i genialną pod każdym względem. Jest to muzyka, która daje nam wszystko czego tylko byśmy chcieli – wspaniałe tematy, genialne orkiestracje, świetną role w filmie… Ale najbardziej hipnotyzuje tutaj moc, siła i potęga, która kryje się w każdej nucie tej partytury. Całość zapięta jest klamrą wspaniałego wykonania i fantastycznej realizacji nagrania, które pozwalają odkryć te muzykę na nowo. Arcydzieło Poledourisa potrafi na dwie godziny oderwać od świata, przenosząc słuchacza do świata Conana by przeżyć tę wspaniałą przygodę raz jeszcze. Dodatkowo, wydanie zostało wzbogacone o bonusy – kilka alternatywnych wersji utworów, w tym śliczne Theology/Civilization, pozbawione chóru Riders of Doom, a także najlepszy fragment z Conana Niszczyciela – Chambers of Mirrors. Conana Barbarzyńcę dziś warto słuchać już tylko w nowym wydaniu, znacznie lepszym od oryginału i niemal wszystkiego co możemy znaleźć dziś na rynku muzycznym. Arcydzieło. Jak dla mnie – score wszechczasów.

Inne recenzje z serii:

  • Conan the Barbarian (Varese)
  • Conan the Destroyer
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze