Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Philippe Rombi

Jeux d’Enfants (Miłość na żądanie)

(2003)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 27-05-2010 r.

Rok 2003 przyniósł Philippe’owi Rombi’emu dwie ważne w jego karierze kompozycje, które na pewno zwróciły na niego nie tylko baczniejszą uwagę filmowców znad Sekwany, ale także fanów muzyki filmowej. Wprawdzie u nas głośniej zaczęło być o nim dopiero po Joyeux Noël a już zwłaszcza po pięknym, romantycznym score do stylowego melodramatu Angel, niemniej we Francji wszystko zacząć musiało się nieco wcześniej. We wspomnianym roku 2003 zilustrował bowiem kolejny film Françoisa Ozona, i to jeden z głośniejszych, a mianowicie thriller Basen oraz specyficzną nieco surrealistyczny, trochę baśniowy romantyczny komediodramat Miłość na żądanie Yanna Samuella z Marion Cotillard w jednej z głównych ról.

To właśnie do tego drugiego obrazu Rombi skomponował jeden z najpiękniejszych tematów w swojej póki co jeszcze krótkiej ale już przynoszącej mu wielu entuzjastów, karierze. Temat główny, czy właściwie miłosny, z Jeux d’Enfants to bowiem prawdziwa romantyczna perełka, chwytająca ze serca słuchaczy, pozwalająca zamknąć oczy i zatonąć w marzeniach o wielkiej miłości. Często porównuje się młodego Francuza z Georgesem Delerue, ze względu na równie piękne melodie, albo z Johnem Williamsem, z powodu podobnej muzyki dramatycznej (tutaj też może momentami kojarzyć się z nim poprzez orkiestracje), jednakże Love Theme’owi z Miłości na żądanie najbliżej chyba do muzycznego romantyzmu Johna Barry’ego. Ten delikatny fortepian, te melancholijne smyczki… Zwłaszcza na początku, bo później zwykle Rombi rozwija i nieco dynamizuje motyw, dodaje mu emocjonalnej intensywności. Kapitalnie zresztą wypada zupełnie odmienna od lirycznej, jego aranżacja w Mieux Que La Vie (Poursuite), kiedy kompozytor pod scenę samochodowej ucieczki przekształca temat miłosny w pełną energii i radości niezwykle dynamiczną kompozycję z perkusjonaliami i dęciakami.

Temat zachwyca w takim stopniu i jest go w różnych aranżacjach na tyle dużo i wszystko kręci się tu głównie wokół niego oraz piosenki, o której będzie jeszcze miejsce napisać, że z całej reszty kompozycji Rombi’ego tak naprawdę wiele się nie pamięta. Wypada jednak o niej wspomnieć co nieco, nie tylko z recenzenckiego obowiązku. Znajdziemy w niej bowiem kilka pobocznych motywów czy bardziej ilustracyjnych fragmentów, czasami bardziej interesujących, czasami mniej, zarówno w bardziej dramatycznym jak i w bardziej komediowym tonie, zawsze bardzo ładnie zorkiestrowanych i ubranych przez kompozytora w autentyczne emocje. Często skądinąd łączy się owa reszta niezauważenie z tematem głównym, jak np. w ślicznym Invitation, gdzie po jazzującym początku kompozytor przechodzi w nastrojowy motyw na fortepian, który w końcu dociera do fortepianowej aranżacji miłosnej melodii.

Reżyser Miłości na żądanie – debiutant Yann Samuell we wkładce do albumu, jak to zwykle reżyserzy mają w zwyczaju, niezwykle komplementuje kompozytora za jego score. Kończy swój całkiem długi wywód zestawieniem kilku słynnych par reżyser-kompozytor i stwierdzeniem, że marzy mu się, by za jakiś czas w takiej wyliczance znalazł się również on z Rombim. Cóż, już kolejny obraz, nakręcony w Ameryce, zilustrował mu kto inny, więc pewnie się nie doczekamy, ale francuski kompozytor chyba specjalnie żałować nie powinien, zważywszy jak reżyser potraktował jego score w filmie. Potencjał muzyki Rombi’ego został w dużej mierze niestety zmarnowany, a to zbyt cichym zmiksowaniem z dźwiękiem, a to nie najszczęsliwszym pocięciem części utworów pod filmowy montaż. Momentami film Jeux d’Enfants obrazem i sposobem narracji przynosi skojarzenia z popularną Amelią. Niestety tak jak Tiersenowi w tamtym obrazie błyszczeć tu Rombiemu nie było przez twórców dane i chyba przeciętny widz prędzej od jego ślicznego tematu zapamięta kluczową także dla fabuły słynną piosenkę Edith Piaf La Vie En Rose. Co ciekawe, choć usłyszymy ją w kilku bardzo różnych wykonaniach: stylowym Louisa Armstronga; śpiewaną a capella przez żeńskie trio; Donny Summer w klimatach lat 80 czy dość nowoczesnym na koniec filmu i soundtracku, to ani razu w tym oryginalnym.

Pomimo, że Jeux d’Enfants nie może się pochwalić jakąś szczególną oryginalnością, choć wykorzystanie tej muzyki w filmie jest raczej rozczarowujące, to nie omieszkam wystawić soundtrackowi Philippe’a Rombi’ego bardzo pozytywnej noty. Głównie za sprawą tego, jak niezwykle urokliwy i przyjemny w odsłuchu jest to album. Mimo dużej częstotliwości sięgania po temat główny, dzięki różnym aranżacjom, nie odczuwamy jego przesytu. Zaś La Vie En Rose okazuje się być interesującym przerywnikiem w score Rombiego, nie wywołując ucuzcia stylistycznego rozdźwięku, tym bardziej, iż w jednym z utworów Francuz aranżuje melodię z piosenki. Ostatecznie mamy więc bardzo dobry soundtrack, który polecam wszelkim miłośnikom melodyjnej liryki made in France. Przeurocze.

Najnowsze recenzje

Komentarze