Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jerry Fielding

Big Sleep, The (Wielki sen)

(1978/2009)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 03-05-2010 r.

W pamięci kinomanów Wielki sen kojarzy się nieodłącznie z duetem Bogart-Bacall i ekranizacją z 1946 roku, która przynależy do żelaznego kanonu kryminalnego kina noir. Do chandlerowskiej tematyki i postaci Philippe’a Marlowe Hollywood powrócił już pod koniec lat 60. (Marlowe z Jamesem Garnerem w roli tytułowej), by w kolejnej dekadzie wyprodukować dwa filmy o losach słynnego detektywa – tym razem w interpretacji Roberta Mitchuma. Pierwszym był Farewell, My Lovely, ze znakomitą ścieżką Davida Shire, drugim zaś – The Big Sleep, w przeniesionej do współczesnej Anglii, odświeżonej wersji. Powieść Chandlera miała sporo szczęścia co do muzyki – w 1946 roku bardzo udany score dostarczył sam Max Steiner, w 1978 zaś równie dobrze z materiałem poradził sobie Jerry Fielding.

Rozszerzone wydanie Wielkiego snu było od dawna marzeniem fanów Fieldinga, spełnionym w końcu przez Intrada Records w 2009 roku. Szkoda co prawda, że albumowi nie towarzyszy porządna analiza muzyczna, na jaką Nicka Redmana zwykle stać, i w liner notes opis ścieżki zrobiony jest po łebkach, szkoda również, że całość nagrana jest w mono, niemniej na dzień dzisiejszy (i zapewne na dłużej) edycja Intrady stanowi najbardziej optymalną prezentację tego score.


A jest to praca interesująca, zwłaszcza na tle wcześniejszych dokonań kompozytora. Jak na Fieldinga bowiem, The Big Sleep cechuje bardzo wysoka przystępność, a miejscami nawet przebojowość nie gorsza niż w przypadku Advise & Consent, The Bionic Woman, czy słynnego Enforcera. Z drugiej strony, nawet mimo braku awangardowego zacięcia na miarę Mechanika, ilustracja ta zawiera mnóstwo znaków firmowych kompozytora, jest w zasadzie pewnym podsumowaniem rozwiązań stosowanych przez niego na potrzeby kina. Redman te kopie i inspiracje wylicza niestety tylko ogólnikowo, niemniej nawet początkujący fan Fieldinga łatwo wychwyci podobieństwa do Scorpio w konstruowaniu sekwencji akcji, miłośnik muzyki poważnej zaś dosłyszy cytaty ze współczesnych mistrzów, z Lutosławskim na czele. To łączenie odmiennych stylistyk i adaptowanie ich na grunt komercyjnego filmu, nośnika niechętnego raczej awangardzie, było największym atutem kompozytora – The Big Sleep stanowi swego rodzaju ukoronowanie jego ścieżki artystycznej, tyle że w wersji soft.

W recenzji Alfredo Garcii pisałem o specyficznej konstrukcji tematów Fieldinga – w przypadku Wielkiego snu jednak, temat główny nosi wszelkie znamiona przeboju muzyki filmowej, w powszechnym rozumieniu tego słowa. Skąpany w klimatach groove lat 70. utwór jest jednym z najciekawszych dokonań kompozytora na tym polu; ma pazur, chwytliwą linię melodyczną, niespożytą, jazzową witalność oraz indywidualny rys, który pozwala automatycznie kojarzyć go z danym filmem. Akcja obrazu Winnera toczy się współcześnie, interpretacja Fieldinga więc, w odróżnieniu od tradycyjnego jazzu noir w ścieżce Shire’a, klasyczną chandlerowską intrygę ubiera w odświeżone szaty. Dynamiczna stylistyka kina sensacyjnego lat 70. zastępuje nostalgiczny, duszny klimat metropolii drapieżnością i przebojowością na miarę wspomnianego w poprzednim akapicie Brudnego Harry’ego. Także ekspozycja tematu w filmie jest dla Fieldinga bardzo korzystna – całość otwiera nakręcona z perspektywy pierwszej osoby podróż Marlowe’a do domu swojego zleceniodawcy; na ekranie, poza zmieniającą się panoramą trasy, nic istotnego się nie dzieje, muzyka więc jako jedyna jest nośnikiem informacji w kwestii treści filmu.


Temat główny w formie klamry otwiera i zamyka opowieść Chandlera, niemniej na nim atrakcyjność ścieżki się nie kończy. Trzeba w ogóle oddać Winnerowi sprawiedliwość, że jakie jego filmy by nie były, zawsze wydatnie podkreślały rolę ilustracji muzycznej; w Wielkim śnie ścieżka dźwiękowa jest zmiksowana naprawdę głośno, co sprawia, że komentarz Fieldinga ani na chwilę nie ginie w natłoku SFX. Co prawda sam kompozytor skupia się głównie na suspense i scenach pościgów (dość statycznych, co zresztą muzyka dobrze oddaje), niemniej poza czystą funkcjonalnością score niesie ze sobą subtelną dawkę autoironii, która dobrze koresponduje z chandlerowskim czarnym humorem. I mimo że muzyki akcji jest jak na lekarstwo (najczęściej ogranicza się do kilku fraz na dęte albo też w ogóle unika silnych akcentów dramatycznych), płyty słucha się z niekłamaną przyjemnością – takie zaś utwory, jak Agnes’ Story / Hunts Garage / Just Fix The Flats, pełne ciekawych interakcji między instrumentami (zwłaszcza smyczki) to prawdziwe mistrzostwo w kreowaniu underscore.

Nie trzeba przed Wielkim snem nikogo przestrzegać – jest to jedna z tych ścieżek, które umiejętnie balansują między walorami artystycznymi i rozrywkowymi, które można cierpliwie analizować, by chwilę później ich tematy zanucić pod nosem. Równowaga przebojowości i dojrzałości słyszalna na płycie Intrady to dla następców Fieldinga chyba pouczająca lekcja, dla wielu lekcja wciąż do odrobienia.

Najnowsze recenzje

Komentarze