Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jerry Fielding

Bring Me The Head Of Alfredo Garcia (Przynieście mi głowę Alfredo Garcii)

(1974/2004)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 30-04-2010 r.

Jerry Fielding będzie zawsze kojarzony w pierwszej kolejności ze swojej burzliwej relacji z reżyserem Samem Peckinpahem, relacji dzięki której kompozytor zdobył dwie nominacje do Oscara i wpisał się w panteon sław muzyki filmowej lat 70-tych. Wspólnie obaj panowie nakręcili 7 filmów, z czego jednak tylko w pięciu Fielding ostał się na swoim stanowisku do końca produkcji. Definitywnym zakończeniem współpracy była Elita zabójców, przed którą rok wcześniej powstał najbardziej bodaj kontrowersyjny film Peckinpaha – Dajcie mi głowę Alfredo Garcii. Opowieść o zemście skąpana w meksykańskich klimatach, w których to Fielding sprawdził się już przy okazji Dzikiej bandy, po upływie trzech dekad jest w warstwie muzycznej równie nieprzewidywalna i zaskakująca, jak była zapewne w dniu swojej premiery.


Gdy powstawało Bring Me The Head Of Alfredo Garcia, Fielding był u szczytu swojej potęgi. Miał już spore doświadczenie w kinie sensacyjnym (Mechanik, Skorpion) i westernie (Dzika Banda, Chato, Szeryf); kilkakrotnie już zadziwił oryginalnym ujęciem tematu, w szczególności w Nędznych psach. Ścieżka do Alfredo Garcii zbiera sporo dotychczasowych doświadczeń Fieldinga na różnych polach, mieszając, obecny w jego kompozycjach do thrillerów, agresywny suspense z meksykańskim folklorem, melancholijną liryką a nawet z domieszką brzmień lounge, które pojawiają się w formie muzyki źródłowej. Tak poszatkowana przy pomocy różnych stylów ścieżka wypada w filmie nierówno, tym bardziej że niektóre z ciekawszych utworów nie zostały w finalnej wersji obrazu wykorzystane lub występują w nim jedynie marginalnie; w oderwaniu od kontekstu nabierają one witalności, jednak i wtedy trudno się oprzeć wrażeniu uciążliwej fragmentaryczności, a w niektórych momentach nawet chaosu. Dopiero więc po rozłożeniu na czynniki pierwsze kompozycja ta nabiera rumieńców i pokazuje swoje nietuzinkowe zalety.


Co wyróżniało Fieldinga na tle innych twórców muzyki filmowej, to między innymi nietypowa konstrukcja tematów, odbiegająca znacznie od kanonicznej, quasi-piosenkowej formy, na jaką najczęściej decydują się kompozytorzy piszący na potrzeby kina. Motywy i melodie, którymi twórca Dzikiej bandy operował, miały bardzo często dość nieprzewidywalną, skomplikowaną strukturę, co nie oznacza jednak, że Fielding nie potrafił pisać chwytliwych, prostych tematów, będących specjalnością jego kolegów po fachu. W Alfredo Garcii można zaobserwować obie te tendencje – w ramach fragmentów muzyki źródłowej i w utworach bazujących na stylistyce mariachi, ów piosenkowy charakter jest bardzo wyraźny, czego najwyraźniejszym przejawem jest jeden z piękniejszych utworów w karierze kompozytora – Killer’s Rhapsody. W filmie zdaje się pełnić drugoplanową rolę tła (nadawany jest w audycji radiowej), niemniej warto zwrócić uwagę na kontekst sceny, w której się pojawia. Kontrast między nostalgicznym, emocjonalnym brzmieniem utworu a wydarzeniami ekranowymi (główny bohater zawiera z gangsterami umowę, na mocy której zobowiazuje się dostarczyć głowę tytułowego Alfredo) ma – w szczególności u Peckinpaha – niejednoznaczny, ironiczny wręcz wymiar. Jak więc widać, nawet source music może wnosić ciekawy komentarz do filmu, szczególnie jeśli jest tak znakomicie pomyślane.

W bardziej fieldingowej manierze napisany jest temat miłosny (Marriage Plans), oparty o nastrojowe, liryczne brzmienie gitary, w początkowej fazie noszący znamiona owego piosenkowego schematu, ale potem coraz bardziej rozmywający się w nieoczekiwanych rozwiązaniach harmonicznych. Również i one niosą w sobie pewną niejednoznaczność, nie są na modłę hollywoodzką „wypolerowane”, ale jakby chropowate, zawierające dozę niepewności, co tylko zresztą potwierdza, że dla Fieldinga kino było polem do eksperymentów przełamujących stereotypy.

Największą trudność związaną z muzyką tego artysty sprawia oczywiście częste jego poruszanie się w obszarze awangardowego underscore. Bring Me The Head Of Alfredo Garcia nie jest od takiej muzycznej tapety wolne, w związku z czym wymaga dużo uwagi, niemniej bogactwo pomysłów na kreowanie suspensu, jakimi Fielding zarzuca słuchacza, jest po prostu imponujące. Miejscami underscore ma chłodne, nieludzkie wręcz brzmienie uzyskane na niskich rejestrach smyczków (Prelude to a Rape), w innych momentach kompozytor zaskakuje nietypowym zabiegiem orkiestracyjnym (bardzo ciekawa kaskada fortepianowych akordów w końcówce Night Dig), potrafi w agresywny sposób budować napięcie przy pomocy elementów zapożyczonych z folkloru (otwierająca płytę i powracająca kilkukrotnie seria brutalnych akordów gitary; rytmy mariachi zaadaptowane na potrzeby muzyki akcji w Road Kill), a następnie płynnie przejść na grunt introwersji (Bennie’s Remorse). Niebywała technika kompozytorska.

Wydany przez Intradę album uzupełnia półgodzinna prezentacja Elity zabójców (w roku 2008 doczekała się rozszerzonej edycji, która zostanie zrecenzowana w osobnym tekście), z energetycznym tematem przewodnim, jazzowym tematem miłosnym i jednym z najlepszych utworów w karierze Fieldinga – Sailing, Sailing. Wraz z Alfredo Garcią składa się na ciekawą płytę, pokazującą różnorodność muzycznych tożsamości kompozytora. Pod pewnymi względami recenzowany tu score to propozycja bardziej dla dociekliwych fanów niż dla masowego odbiorcy, niemniej dla zrozumienia artystycznej schedy po Jerrym Fieldingu jest to ścieżka istotna, o sporych walorach poznawczych. I z pewnością unikalna na tle wszystkiego, co w muzyce filmowej pisze się dzisiaj.

Najnowsze recenzje

Komentarze