Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Mike Oldfield

Killing Fields, the (Pola Śmierci)

(1984/1992)
4,0
Oceń tytuł:
Mariusz Tomaszewski | 15-04-2007 r.

Wyobraźcie sobie, że pewien czternastolatek zakłada wraz z siostrą zespół muzyczny, w którym gra na gitarze, a siostra jest wokalistką. Co ciekawe, zespół przynosi dochody, mimo iż rodzeństwo traktuje to raczej jako zabawę. Teraz wyobraźcie sobie, że ten sam chłopak w wieku lat dziewiętnastu nagrywa album, który okazuje się być dziełem jego życia. Naturalnie droga do nagrania Tubular Bells była bardzo ciężka i wyboista, ale gdy dobiegła końca, okazało się, że otóż ten młodzian dokonał czegoś wspaniałego. O sukcesie stanowiły nowoczesne brzmienia oraz pełne instrumentarium przemieszane z elektroniką, która była szalenie nowoczesna jak na tamte czasy. No i najważniejszy czynnik, ogromne bogactwo tematyczne. Wszystko to sprawiło, że młody Anglik stał się sławny prawie z dnia na dzień. Cóż można robić dalej, kiedy wiadomo, że już nie da się zrobić niczego tak wielkiego w swoim życiu, a teoretycznie wszystko jeszcze stoi otworem? Otóż można usiąść z założonymi rękami, albo zacząć cieszyć się muzyką i komponować dalej ku uciesze wielkiej rzeszy fanów.

Całe szczęście dla muzyki, że Mike Oldfield, bo o nim tu mowa, wybrał to drugie rozwiązanie. Mike nie musiał już niczego więcej udowadniać. Wiadomym było, że ma ogromny talent i mnóstwo pomysłów. Sukces, jaki odniósł jego pierwszy album pozwolił mu na wiele swobody przy komponowaniu. Zdarzało się wiele eksperymentów z elektroniką lub z muzyką folkową. Bez obawy mianem eksperymentu można nazwać jedyną jak do tej pory przygodę Mike’a z muzyką filmową.

Nie ma eksperymentów nieudanych, jedynie wyniki mogą nas nie zadowolić – tak zwykł mawiać mój nauczyciel od fizyki. Jak było w przypadku Oldfielda?
W tej materii opinie są na wskroś podzielone. Wielu fanów Mike’a jest zdania, że jest to jeden z najgorszych albumów w jego karierze. Wręcz omijają go szerokim łukiem. Zaś ludzie, którzy nie mieli styczności z dokonaniami angielskiego kompozytora, doceniają ten album i oceniają go bardzo pozytywnie. Z czego może wynikać tak wielkie zróżnicowanie?

Mike Oldfield bardzo odważnie podszedł do projektu. Jest to jedyna muzyka Anglika, gdzie tak często używa dysonansów. Wcześniej Mike przyzwyczaił wszystkich do lekkich tematycznych rytmów, a eksperymenty zazwyczaj ograniczały się do zróżnicowania instrumentalnego, nigdy zaś muzyka nie była tak ‘niesłuchalna’. Oczywiście nie oznacza to, że cały album jest jednym wielkim nieporozumieniem i należy traktować to wyłącznie jako ciekawostkę. Oldfield nie byłby sobą, gdyby nie pokusił się o temat, który na długo zapada w pamięć.

The Killing Fields z 1984 roku w reżyserii Rolanda Joffé opowiada historię amerykańskiego dziennikarza, który w latach siedemdziesiątych został uwięziony w Kambodży.
Reżyser był bardzo zadowolony ze współpracy z Oldifeldem. Na wstępie wyjaśnił Anglikowi, że nie oczekuje ‘zwyczajnej’ muzyki. Jest w filmie moment, gdzie głównego bohatera czeka egzekucja. Można by się spodziewać po takim fragmencie muzyki pełnej dramatyzmu, muzyki która buduje napięcie. Jednakże Joffe zażądał dźwięków, które zobrazują panikę tytułowego Prana. Mike chcąc upewnić się, o co dokładnie chodzi, zaczął dla żartu uderzać chaotycznie i na oślep w klawisze fortepianu, pytając się, czy o coś takiego właśnie chodzi. Ku jego zaskoczeniu reżyser przytaknął zadowolony.

Cały album możemy podzielić na dwie części. Jedną tworzy właśnie muzyka, gdzie kompozytor bardzo dużo dysonuje. Do takich kawałków należą między innymi Evacuation oraz Execution. Jest to ta część albumu, która potrafi wręcz odrzucić przy pierwszym przesłuchaniu. Jednak nie można powiedzieć, że elektronika jest zła lub, że nie spełnia swojego zadania. Aczkolwiek czy taka muzyka nadaje się do słuchania poza obrazem? W moim odczuciu trzeba być nie lada koneserem, żeby delektować się takimi dźwiękami. Drugą zaś część tworzy muzyka symfoniczna, której warto poświęcić więcej uwagi. Oldfield napisał śliczny temat, który możemy już usłyszeć na samym początku w Pran’s Theme. Jest to śliczna melodia którą prowadzą skrzypce. W dalszej części albumu temat pojawia się w kilku aranżacjach, dzięki czemu mamy klasyczną konstrukcję muzyki filmowej. Wspominam o tym celowo, gdyż nigdy wcześniej, ani później taki zabieg nie miał miejsca w muzyce Oldfielda. Całości doskonale dopełnia bardzo etniczne Good News i Étude.

Pojawia się pytanie, czemu Oldfield nigdy później nie napisał już muzyki filmowej? Przecież chociażby Vangelis czy Kitaro potrafią bez problemu połączyć indywidualną twórczość z obrazem. Odpowiedź na to pytanie jest nader prosta. Wszelkie ‘podziękowania’ za znienawidzenie muzyki filmowej przez Mike’a należy kierować w stronę producentów. Anglik napisał około 4 godzin muzyki na potrzeby obrazu. Liczył na to, że wraz z reżyserem dobiorą odpowiednią muzykę, wszystko co nie będzie pasowało zostanie jeszcze przearanżowane i odpowiednio dopasowane. Jakież było jego zdziwienie, gdy dowiedział się, że to co według niego było niekompletnym materiałem, znalazło się już w filmie. Producenci uznali, że taka muzyka w zupełności wystarczy i nie ma tu miejsca na żaden artyzm. Oldfield w wielu wywiadach podkreślał, jak wiele wysiłku włożył w napisanie tej partytury, a został potraktowany jak jakiś grajek, który miał ‘odwalić’ rzemiosło i odejść w zapomnienie. Po tamtych przepychankach Mike postanowił, że już nigdy więcej nie będzie miał nic wspólnego z muzyką filmową. Na nasze nieszczęście do tej pory dotrzymuje słowa.

Podsumowując, uważam, że warto zapoznać się z tą muzyką. Nie jest to nic przełomowego i doskonale zdaję sobie sprawę, że Oldfield napisał w we wcześniejszych oraz późniejszych latach wiele lepszych utworów, niż te które dane jest nam usłyszeć na soundtracku do The Killing Fields. Nie wiem jak muzyka radzi sobie z obrazem, gdyż nie widziałem tego filmu. Polecam jednak ten album każdemu, kto ma ochotę spróbować czegoś nowego i zapoznać się z fragmentem bogatej twórczości mojego ulubionego kompozytora.

Najnowsze recenzje

Komentarze