Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Larry Groupe

Excelsius

(2009)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 29-09-2009 r.

Do mojej kolekcji soundtracków dołączyła ostatnio płyta o bardzo patetycznym tytule Excelsius („Wyższy” z łac.), prezentująca próbki twórczości niejakiego Larry’ego Groupe’a. Któż to? – zapytałoby wielu. Przyznam, że sam głowiłem się nad tym przez kilkanaście minut po otrzymaniu krążka, aż w końcu doszedłem do wniosku, że czas najwyższy zasięgnąć porad niezawodnego eksperta – Internetu. Klikamy na odpowiednie linki i oto Enigma rozszyfrowuje się sama:

Zawód: [jak nie trudno się domyślić] kompozytor muzyki filmowej oraz scenicznej.

Twórczość: poza indywidualnymi projektami na koncie ma kilka ścieżek dźwiękowych do filmów dokumentalnych i materiały muzyczne sporządzone dla zachodnich stacjach telewizyjnych.

Cóż, tylko takie środowisko pracy nie grozi zbytnią sławą i daje częstokroć dozgonną gwarancję względnej anonimowości artystycznej pomiędzy ikonami gatunku muzyki filmowej. Larry Groupe – z pewnością anonimowy wśród ludzi słuchających muzyki filmowej jest natomiast docenianym muzykiem w światku kompozytorskim o czym zdają się świadczyć nominacje i nagrody, które zdołał już odebrać za swoją działalność (między innymi nagrodą Emmy za dokument Jonas Salk: Personally Speaking). Aż dziw bierze, że do tej pory żadna z jego partytur nie doczekała się publikacji płytowej. Ot czasy się zmieniły i już od kilku tygodni na półkach amerykańskich sklepów muzycznych odnaleźć możemy próbki muzycznej twórczości Groupe’a pod nazwą Excelsius. Próbki nieco urobione na potrzeby wydawnictwa, to trzeba podkreślić. Wszak Imperativa Records to wytwórnia, która za cel swojej działalności stawia sobie promowanie epickich brzmień. W katalogu tejże firmy znaleźć możemy między innymi komercyjne wyczyny Immediate Music – jednej z najpopularniejszych na amerykańskim rynku grup zajmujących się muzyką do zwiastunów filmowych, reklam etc. Tym razem targetem Imperativy stała się barwna i przede wszystkim bardzo dynamiczna ścieżka Larry’ego Groupa do serii filmów Roberta Murphree, przedstawiających historię życia pewnego misjonarza, Reinharda Bonnke’a. Jako, że publiczna telewizja, a nawet popularne portale broadcastingowe (sic!) zdają się mieć alergię na tego typu nisz, z wiadomych przyczyn moja wiedza o owych produkcjach jest niemalże zerowa. Na szczęście nie stanowiło to większej przeszkody w delektowaniu się albumem Excelsius.

Delektowaniu? Hmmm…

Inaczej.

Muzykę filmową, jako gatunek, można podzielić na taką, która zaskakuje wykonaniem, bądź pomysłowością kompozytora w rozwiązywaniu zagadnień ilustracyjnych oraz tą, której się po prostu dobrze słucha. Oczywiście przynależność do jednej z owych grup nie wyklucza zaistnienia cech unifikujących ją z tą drugą, choć jak powszechnie wiadomo, w tym biznesie takie promocje zdarzają się niezwykle rzadko. W którym obozie odnajduje się zatem Excelsius? Cóż. Bez zażenowania mogę stwierdzić, że to kawał dobrze skrojonego epickiego materiału muzycznego, który niestety zbyt mocno zakorzeniony jest w pewnych gatunkowych standardach. Podręcznikowa wręcz perfekcja w kreowaniu patetycznej i rytmicznej muzyki akcji oraz, co za tym idzie, schematyczne zarządzanie fakturą muzyczną, to objawy chronicznego schorzenia jakim jest brak pewności siebie w poszukiwaniu nowych możliwości muzycznego wyrazu. Przedmiotem najsilniej promieniujących symptomów owej infekcji są epickie pełne patosu tematy, gdzie muzyka Groupe’a jawi się jako wypadkowa wieloletniej admiracji dokonań kolegów po fachu – tych którzy osiągnęli sukces pół wieku temu, bądź współczesnych idoli amerykańskiej muzyki filmowej. Takie właśnie wrażenie pozostawia po sobie początek albumu Excelsius. Ba! Salvatio Crudus, to czyste Immediate Music w wykonaniu Groupe’a… Oj! I tu wywleczemy z szafy kolejne trupy.

Nie bez powodu przywołałem do tablicy chłopaków z Immediate. Tak się składa, że dłubali oni przy albumie Groupe’a miksując dwa jego utwory: This Sacred Journey oraz tytułowy Excelsius. Choć nie przypominają one highlightów z wydanego rok temu albumu Trailerhead, to na stary dobry hapenning orkiestrowo-rockowy możemy jak zwykle liczyć. Choć interwencja chłopaków z Immediate była tak nieznaczna, że wręcz niezauważalna, Larry’emu postawić możemy śmiało zarzut permanentnego markowania swojego indywidualnego projektu stylistyką Immediate. Czemu? Hmmm… Czy wspominałem wcześniej, że Larry należy do ścisłej czołówki ekipy technicznej IM? Zajmuje się tam między innymi dyrygenturą oraz orkiestracjami, co nie trudno wychwycić wertując album Excelsius. Pasji i emocji zatem tu nie brak. Gorzej natomiast z oryginalnością. Jest to doskonały materiał na dłuższą debatę dotyczącą inwencji twórczej w gatunku muzyki filmowej, ale jako że zbyt wiele szat już rozdzierano nad tym tematem, daruje sobie prawienie kolejnych kazań.

Stratą czasu na pewno nie będzie chwila uwagi poświęcona „nietraileropodobnej” (przepraszam za sformułowanie) części albumu Groupe’a. A jakże! Excelsius takową również posiada! Partytura Larry’ego, jak się okazuje, bardzo mocno zakorzeniona jest w amerykańskim nurcie ilustracji filmu dokumentalnego. Innymi słowy, jest to album o bardzo szerokim spektrum stylistycznym. Czemu? Otóż, poza zrozumiałą obecnością epickich brzmień, dostajemy w pakiecie pełen zestaw wychuchanych, dopieszczonych pod względem melodycznym utworów o silniejszym ładunku emocjonalnym. Nie pozbawionych rzecz jasna nutki banału. Pierwszym kawałkiem, nad którym warto spędzić trochę więcej czasu jest The Struggle Endures z pięknymi smyczkowymi solówkami w fakturze. Dosyć interesującym, głównie od strony aranżacyjnej, wydaje się hymn Guide Me, O Thou Great Jehovah. Prawdziwej przyjemności dostarcza jednak słuchanie przemielonych przez rozwijający się dopiero warsztat Groupe’a etnicznych akcentów. Kawałki takie jak Amare Terra Firma, czy Missionary nie bez powodu zyskują miano „zimmeropodobnych”. Warto przeto zaznaczyć, że cały proces budowania linii melodycznej (będącej wypadkową progresywnego rozszerzania palety tematycznej przy jednoczesnym braku konsekwencji psychologicznego rozwoju takowej na płaszczyźnie tzw. „muzyki tła” [czyt. underscore]), przypomni nam niektóre prace mistrza gatunku, Alana Williamsa. Różnica pomiędzy Williamsem, a Groupem polega na tym, że ten pierwszy w pełni wykorzystuje minimalne środki z jakimi musi borykać się na co dzień. Groupe niestety gubi się nieco w nadmiarze wydobywanych z instrumentów decybeli. Mając do dyspozycji kilka naprawdę doskonałych orkiestr i chórów nie potrafi do końca wykrzesać z nich odpowiedniej dynamiki, balansować funkcje poszczególnych sekcji muzycznych. Nie od dziś wiadomo, że drobny kontrapunkt w fakturze muzycznej nie jest zły, tym bardziej jeżeli mowa o utworach o silniejszym zabarwieniu dramatycznym.

Dziesiąta woda po kisielu, można rzec. Tylko czemu smakuje ona tak dobrze? Larry Groupe, pomimo jeszcze małego bagażu doświadczeń w solowym zmaganiu się z zagadnieniami ilustracyjnymi, całkiem dobrze sprzedaje nam swój produkt. Lata pobytu w Immediate Music robią swoje. Słuchacze doszukujący się w muzyce filmowej przede wszystkim rozrywki i nieskomplikowanego brzmienia, doskonale odnajdą się pomiędzy patetycznymi fanfarami, a lirycznymi, prostymi jak konstrukcja cepa tematami. Niemniej zdaje sobie sprawę, że to, co sprawia przyjemność wyżej wymienionej grupie osób, najczęściej jest solą w oku dla słuchaczy nastawiających się na bardziej wysublimowane doznania muzyczne. Cóż, najwyraźniej nie dla psa kiełbasa… Choć i pies nie zatrułby się jedząc nią.

Najnowsze recenzje

Komentarze