Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Alden Shuman

Devil in Miss Jones, the (Diabeł w pannie Jones)

(1973/1998)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 11-08-2009 r.

Uwaga, przed Wami pierwsza na tym portalu recenzja muzyki z filmu porno. Jeśli jednak ktoś w tym momencie pomyśli, iż jest to efekt uboczny jakiś chorych filmowych fascynacji recenzenta i nie warto dalej pochylać się nad tym tekstem, a tym bardziej nad muzyką, to popełni spory błąd. The Devil in Miss Jones jest bowiem bardzo dobrą ścieżką dźwiękową, być może nawet najlepszą w tym gatunku filmowym. Odkryłem ją zupełnie przypadkiem, zresztą nie mając pojęcia, jaki typ filmu ilustruje, a gdy później poznałem prawdę, byłem bardzo tym faktem zaskoczony. Wprawdzie tytuły ścieżek i okładka mogą delikatnie sugerować wątki erotyczne, ale Diabeł w pannie Jones kompletnie nie brzmi tak, jak brzmieć powinna standardowa muzyka z pornusa z lat 70-tych. Żadnych banalnych, utrzymanych w stylu disco czy funk kawałków, żadnych kiczowatych melodyjek a’la kompozycje Nico Fidenco do rozbieranych obrazów Joe D’Amato.

Reżyser The Devil in Miss Jones – Gerard Damiano zasłynął przede wszystkim z innego pornola, a mianowicie Głębokiego gardła nakręconego rok wcześniej. Ilustracja tamtego obrazu zresztą utrzymana była w przewidywalnej dla okresu i gatunku stylistyce, o jakiej wspominałem i w dużej mierze wykorzystywała raczej kiepskie piosenki różnych wykonawców. Ogromny sukces (głównie finansowy) pozwolił Damiano, by do Diabła… zatrudnić już profesjonalnego kompozytora, który stworzyć miał instrumentalną kompozycje do filmu. Trudno powiedzieć jak, zapewne przez jakieś konotacje czy znajomości, ale wybrał kompletnie nieznanego muzyka Aldena Shumana, zajmującego się głównie pisaniem i aranżowaniem piosenek. W tej roli Shuman też zbytnio nie ma się czym pochwalić, najbardziej znanym zespołem z jakim przyszło mu pracować w karierze jest chyba Meat Loaf, ale w roku 1973, gdy krecono The Devil… ta współpraca była dla niego jeszcze odległą przyszłością. Mamy zatem totalnie anonimowego kompozytora i film pornograficzny… Szansa, że z takiego połączenia wyjdzie dobry soundtrack jest chyba porównywalna do trafienia szóstki w totka, ale w 1973 się udało, a Shuman stworzył prawdopodobnie dzieło swego życia.

Całość muzyki opiera się głównie o brzmienia fortepianu wspomaganego przez sekcję smyczkową, do których w poszczególnych utworach dołączają inne instrumenty. Shuman stworzył na potrzeby filmu kilka różnych motywów, choć za sprawą podobnego instrumentarium a często i podobnego charakteru, mogą się one nieco zlewać przy pobieżnym zapoznaniu z płytą, chociaż dość szybko można wskazać na dwa główne tematy. Pierwszy usłyszymy już w fortepianowym prologu, drugi zaś po raz pierwszy w I’m Comin’ Home – jedynym utworze, którego fragment stanowi niejako piosenkę z wokalem Lindy November. Oba tematy w swych zasadniczych aranżacjach mają melancholijny, smutny charakter i podobne klimaty towarzyszyć nam będą niemal przez cały soundtrack. Momentami będzie nawet dość posępnie i mroczno (Hellcat), ale jest też trochę fragmentów, które przynoszą swobodniejszą i radośniejszą atmosferę. Chociażby The Teacher, które wprawdzie jest wariacją na pierwszy z dwóch głównych tematów, jednak z charakterystycznym dla lat 70-tych funkowym podkładem, ale przede wszystkim bardzo ładny temat z Ladies in Love, który stylistycznie przypomina mi muzykę Philippe’a Sarde’a do erotyku Pierwsze pragnienia.

Choć tematyka jest mocną stroną Diabła w pannie Jones, to nie jest jedynym atutem tej ścieżki. Shuman miał do dyspozycji skromną ilość wykonawców (na tyle, że nie wiem czy użycie słowa „orkiestra” nie byłoby tu nadużyciem), ale potrafił przy ich pomocy wykreować przekonująco i zaskakująco dojrzałe brzmienie. Momentami brzmiący bardzo klasycznie fortepian, jak już wspomniałem, jest tu niewątpliwym numerem jeden wśród instrumentów, ale Shuman umiejętnie go wspiera, nie tylko czasami bardzo emocjonalnymi smyczkami (świetna, intensywna końcówka mojego ulubionego Love Lesson), ale także instrumentami dętymi, gitarą elektryczną, obojem czy dzwonami rurowymi (ciekawe, że w tym samym roku tak rozpropagował je Mike Oldfield). Dzięki temu muzyka zyskuje nieco różnorodności, a jeśli nawet z powodu charakteru całości gdzieś tam wkrada się pewna monotonia, to krótki album nie pozwoli zanudzić słuchacza.

Na koniec można jeszcze zadać pytanie, jak muzyka utrzymana w takiej stylistyce i brzmieniach radzi sobie w filmie, bądź co bądź, pornograficznym. Całkiem dobrze, trzeba powiedzieć, bo raz, że reżyser daje jej zaistnieć, a i przecież w tego typu obrazach scen bez dialogów jest zwykle całkiem sporo, a dwa, że The Devil in Miss Jones nie jest może zwyczajnym pornolem, bo i reżyser wprowadza tu pewne wątki dramatyczno-psychologiczne, a na początku obrazu oglądamy nawet scenę samobójstwa. Co ciekawe, w jednej scenie Damiano rezygnuje z kompozycji Shumana, by podłożyć muzykę z… Pewnego razu na Dzikim Zachodzie (a konkretnie utworu As a Judgement)! Dziwna decyzja zwłaszcza, iż moim zdaniem ten akurat kawałek Morricone ma zdecydowanie zbyt dramatyczny i mroczny charakter do ilustrowanej sceny. Jednak tym akurat nie ma się, co przejmować, gdyż utwór Włocha na soundtracku się nie znalazł. Zresztą tu pewnie też trochę by nie pasował i byłby zwyczajnie zbędny, gdyż muzyka Aldena Shumana jest na tyle dobra, by warto po nią sięgnąć bez dodatkowych bonusów. Wprawdzie brzmienie Diabła w pannie Jones nie wszystkim musi przypaść do gustu, jednak każdy prawdziwy fan muzyki filmowej powinien sam się o tym przekonać i zapoznać się z tą płytą, bo warto.

Najnowsze recenzje

Komentarze