Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Steve Jablonsky

Transformers 2: Revenge of the Fallen (score)

(2009)
5,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 09-07-2009 r.

W tym miejscu należałoby zacytować refren słynnej piosenki z repertuaru Grzegorza Halamy:

Ja wiedziałem, że tak będzie…

Niestety wszyscy redaktorzy FilmMusic.pl wypięli się na najnowsze wątpliwe dzieło Jablonsky’ego, tudzież Transformers: Zemsta Upadłych (i jakoś im się nie dziwię), zatem drżyjcie wszyscy fani serii. Największy po Mario Tomasky’m szyderca Autobotów wkracza na scenę!

Oczywiście powyższe formuły należy traktować ironicznie, choć ostrzegam, że od ironii nie będę stronił pisząc tę recenzję. Recenzję jednej z najbardziej oczekiwanych ścieżek dźwiękowych Anno Domini 2009, czyli Zemsta Upadłych. Kilka słów krytyki na temat samego obrazu, jaki popełnił Michael Bay przelałem opisując już album z piosenkami towarzyszącymi jego wątpliwemu dziełu. Wszystkich zainteresowanych przekierowuje zatem na stronę z recenzją, a całą resztę bez zbędnych formalności zapraszam do studium „Jablonsky’ego” przypadku, którego bez wątpienia nazwać można „upadłym” współczesnej muzyki filmowej.

Wiele krzyku narobili krytycy muzyki filmowej, gdy na horyzoncie pojawiła się oprawa do pierwszej części przygód Autobotów. Oprawa, która mimo względnej stylistycznej i brzmieniowej wtórności (nieprzekłamane porównania do ścieżek Zimmera pokroju Króla Artura etc…) potrafiła sobie zjednać odbiorcę niezwykle elektryzującymi tematami przewodnimi i patetyczną muzyką akcji. Na ile było to autorskie dzieło Steve’a, a na ile wkład jego kolegów z Remote Control do końca nie wiadomo. W każdym razie booklety pęczniały od nazwisk w creditsach. Gdy Bay zdecydował się na kolejny film serii i poprosił właśnie Steve’a o skomponowanie oprawy muzycznej, wiadome było, że ten cały happening się powtórzy. Tym razem jednak zamiast wspaniałego lunaparku pełnego atrakcji przywitał nas istny cyrk, gdzie silący się aktorzy z dyrektorem na czele imają się każdego sposobu, aby powstrzymać widza od ziewania w trakcie występu. Alter-branżowe porównanie, ale chyba doskonale odzwierciedlające kondycję ścieżki dźwiękowej Jablonsky’ego do drugiej części Transformerów. Przejdźmy zatem do rzeczy.

Zarówno film Zemsta Upadłych jak i muzyka w swojej pierwotnej idei miały być mroczniejsze i bardziej dynamiczne od poprzedniej części. Paradoksalnie, film zdołał należycie wywiązać się tylko z tego drugiego założenia, a muzyka z pierwszego. Jakie więc efekty dawało połączenie tych dwóch sfer – wizualnej i muzycznej? Ano niekoniecznie pożądane. Nie to jednak stręczy najbardziej w rzemiośle jakie popełnił Jablonsky. Może od złej strony zacznę omawianie ścieżki dźwiękowej, ale w kontekście jej zawartości nie sposób nie wspomnieć o tym problemie na starcie. Chodzi oczywiście o oryginalność. Wygląda na to, że po wyprodukowaniu oprawy do pierwszych Transformerów Steve solidnie zarchiwizował swoją bibliotekę sampli, które de facto dostarczyli mu jego koledzy z Remote Control. Któż by pomyślał, że tak bardzo się one przydadzą dwa lata później? Ba! Całe utwory jakie wówczas stworzył się przydały… A tak! Jablonsky bardziej niż w kompozytora, tworząc oprawę do Zemsty Upadłych zabawił się w kopistę, który bez większego wyrafinowania odtworzył co drugie zdanie z napisanego wcześniej rozdziału muzycznego. Aha, czy wspominałem, że zrobił to jakąś koślawą czcionką? Schodząc jednak z pustych frazesów przejdźmy do konkretnych przykładów.

Temat przewodni? No niby jest, a jednak go nie ma. Pamiętacie drodzy czytelnicy ten pompatyczny motyw Optimusa, który definiował heroiczne wyczyny Autobotów? Steve postanowił przearanżować go na potrzeby nowego filmu, gdzie jednym z wątków jest oczywiście rola Prime’ów w historii Cybertonu. Tak zwany temat Prime, którym rozpoczynamy pełną dekadencji podróż przez muzyczny świat Zemsty Upadłych jest więc rozpisanym w niższej tonacji, na innej płaszczyźnie rytmicznej motywem Optimusa. Kolejnego bubla daleko szukać nie musimy. Ot tuż za rogiem czeka na nas Einsteein’s Wrong, który parafrazuje znany z pierwszej części Deciphering the Signal. Może to dlatego, że ilustrowana nim scena, gdzie główny bohater, Sam Witwicky, przetwarza podprogowy „sygnał” wysłany mu przez fragment Wszechiskry, sugerował Jablonsky’emu jakieś związki z wątkami pierwszej części … A może tak było wygodniej? Bo po co silić się na nową idee jak można sparafrazować? Tych zabiegów jest więcej niż by się mogło wydawać. Temat Decepticonów niczym echo odbija się w utworze The Shard. Poniekąd ma prawo, bo pośrednio dotyczy ataku zbuntowanych robotów na tajną bazę wojskową…

Ups! Zaczynam spoilerować. Zamilknę więc w tym temacie…



…rozwinę się jednak w innym. Zamykając niejako kwestie dotyczące sfery tematycznej zwrócę uwagę na moim zdaniem najbardziej intrygujące i irytujące zarazem zjawisko partytury, tudzież temat jednostki NEST. Nieco wspominałem o nim już przy okazji recenzji albumu, ale nie zaszkodzi przywołać go do tablicy raz jeszcze… Ot temat przewodni Zemsty Upadłych. Temat, który paradoksalnie nie powstał w pracowni Steve’a Jablonsky’ego. Tak się składa, że bazuje on (temat, przyp. red.) na linii melodycznej piosenki New Divide promującej film, stworzonej przez popularny numetalowy zespół Linkin Park. Oczywiście efekty jednej z aranżacji podziwiać możemy na płycie wydanej przez Reprise Records, a dokładniej w utworze NEST. Co tu dużo mówić. Jablonsky przepuścił przez Logic Studio (bądź inną platformę do edycji i produkcji dźwięku) kawałek Linkinów, dorzucił kilka wątpliwej jakości sampli od Hansa i tyle w tej materii. Apropo Hansa… W Internecie pojawiło się kilka informacji jakoby w kreowaniu aranżacji tejże ścieżki maczał palce sam Hans Zimmer. Cóż, żadne oficjalne kanały tego nie potwierdzają, więc również i ja nie podpisuje się pod tymi doniesieniami. Swoją drogą… Bardzo sprytny sposób na promocje muzyki, nieprawdaż?



Sama promocja, jakkolwiek agresywna by nie była, nie uczyni ze ścieżki produktu atrakcyjnego, o tyle, o ile ten nie zacznie się czymś bronić. Partytura do Zemsty Upadłych ma pod tym względem niemałe problemy. Bo nie dość, że z pewnym trudem odnajduje się pomiędzy dynamicznymi scenami filmu Bay’a, nie pozostawiając po sobie żadnego wyraźnego śladu (co w filmach pokroju Transformers jest tylko wadą), to oderwana od kontekstu filmowego traci swoją pierwotną logikę. Z drugiej strony nie przeczę, że muzyka jest w stanie na pewnych płaszczyznach nawiązać kontakt ze słuchaczem. Miłośnicy elektronicznych, nieskomplikowanych brzmień mogą poczuć się do tego, co napisał Jablonsky. Choć względny brak chwytliwych tematów zabija możliwość czerpania nieskrępowanej radości z odsłuchiwania Zemsty Upadłych, nawet i tu możemy znaleźć strzępy materiału, który nie będzie straszył, bądź nawet wpadnie w ucho. I tak, już po pierwszym przesłuchaniu, w naszej pamięci może się ostać bardzo mroczny, ale prosty jak budowa cepa utwór The Fallen bazujący na miałkim bicie oraz psychodelirycznym wokalu. Całkiem przyzwoicie (przynajmniej w kontekście filmowym) prezentował się również utwór Infinite White z ciekawym solowym udziałem Lisbeth Scott. Z kawałków akcji na pewno pamiętać będziemy fragmenty Forrest Battle, głównie dzięki obecności tematu Optimusa w końcowej części utworu…



Czym zatem może przypuszczalnie zafascynować nas ta płyta? Najbardziej chyba wypucowaną do granic możliwości szatą graficzną wydania oraz dumnie brzmiącymi tytułami utworów. Schodki zaczynają się w momencie, gdy zaczniemy przechodzić do meritum, czyli zawartości krążka. Nie mogę powiedzieć, że muzyka Jablonsky’ego to drugi D-War, ale kompozytor niebezpiecznie driftuje na tej granicy kiczu. Nie ulega wątpliwości natomiast, że partytura do Transformers 2: Zemsta Upadłych, to iście upodlona muzyka rozrywkowa bardzo niskich lotów. Osobiście traktuje ją jako próbkę z magazynu sampli Remote Control wzbogaconą orkiestrowym i chóralnym brzmieniem, także wątpliwej jakości. Gdzieś ta charyzma i przebojowość partytury do pierwszej części filmu uleciała, zostawiając po sobie tylko jakieś zniekształcone fantomy i echa nijak komponujące z nowym materiałem muzycznym. Czy warto więc poświęcać swój cenny czas na przysłuchiwanie się temu, jak „upadły” próbuje zemścić się na wszystkich ceniących sobie przynajmniej ksztę kreatywności melomanach? Odpowiedzmy sobie na to pytanie sami….

Inne recenzje z serii:

  • Transformers
  • Transformers 2: Revenge of the Fallen (album)
  • Transformers 3: Dark of the Moon (score)
  • Transformers 4: Age of Extinction
  • Transformers 5: The Last Knight
  • Transformers: The Movie
  • Transformers Prime
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze