Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Marco Beltrami

I, Robot (Ja, Robot)

(2004)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Marco Beltrami jest młodym kompozytorem przecierającym sobie dopiero drogę do wielkiej kariery. Na początku tego roku tworząc muzykę do Hellboy’a, udowodnił że stać go na wiele i że z partytury na partyturę staje się profesjonalistą w swoim fachu. Czekając na wydanie ścieżki dźwiękowej do I, robot stawiano mu poprzeczkę wysoko, licząc że z tego zadania młody artysta wyjdzie obronną ręką, mimo iż na skomponowanie pozostawiono mu niewiele czasu, tylko 17 dni. Po cichu także liczyłem, że mu się to uda. Jednak to co otrzymaliśmy w efekcie końcowym nie zachwyciło mnie.

Na płycie mieści się 15 utworów, które łącznie trwają niecałe 45 minut. O ile za średni czas odsłuchowy płyt spod znaku Varese Sarabande (średnio poniżej 50 minut) mam do tej wytwórni żal, to w tym wypadku dziękowałem Bogu że nie wydłużali mojej męczarni słuchając tego albumu. Utwory na niej zawarte są zmiksowane niezbyt inteligentnie i dają raczej chaotyczny score niż logiczną całość. Z drugiej strony, w filmie można usłyszeć wiele ciekawych fragmentów muzycznych, które nie wiedzieć czemu nie znalazły swojego miejsca na krążku, a które przewijają się gdzieniegdzie po Interencie kusząc, by je przesłuchać.

Co zaskakuje pozytywnie, to fakt, że muzyka w filmie radzi sobie nieprzeciętnie i tak samo podtrzymuje klimat. Generalnie jest mroczno, choć miejscami przydało by się troszkę więcej swobody, zwłaszcza gdy Will Smith serwuje nam szczyptę humoru w swoim wykonaniu. Ciekawym rozwiązaniem, natomiast, było umieszczenie solowej wiolonczeli w motywie przewodnim. Jest to nowatorskie rozwiązanie jak na dosyć charakterystyczny styl tworzenia Beltramiego. Wyjątkowy jest także ostatni utwór, Round up, w którym zawarty jest bardzo duży ładunek emocjonalny generowany przez chór. Praktycznie na tym zalety tej kompozycji się kończą, wiec przejdźmy teraz do niedociągnięć.

Na płycie możemy się nadziać na sporo nieciekawych elementów action score i underscore. I jak to było też w przypadku Terminatora 3 jest to zbyt ciężkie dla ucha zwykłego słuchacza. Jednak poważnym problemem dyskwalifikującym tą muzykę z grona moich faworytów, to czerpanie motywów z innych prac, co nader często występuje w tej partyturze. Już na samym początku w I, Robot Theme otrzymujemy całkiem bezczelny remake Blondie Behind The Wheel i A Day In The Life z Terminatora 3. Co najważniejsze, utwór ten stanowi punkt wyjścia do całej kompozycji, dlatego owe podobieństwa uderzają od samego początku do końca. Kilka tracków dalej w utworze Chicago 2035 da się słyszeć kolejną kopię, tym razem motywu „strażników” z Matrix’a autorstwa Davis’a i kawałki City Barrier z Final fantasy Goldenthal’a. Po drobnym zabiegu kompilacyjnym dorzucono do nich troszkę chórów, domniemam, że dla zmylenia słuchacza :). Analizując ten score można by znaleźć jeszcze kilka takich zapożyczeń ale darujmy sobie.

Jak by to krótko powiedzieć, muzyka do I, Robot nie wywarła na mnie specjalnego wrażenia. Partytura choruje na chroniczne powtarzanie motywów, spotykane jak dotąd w takim natężeniu ostatnimi czasy w radosnej twórczości pana Hornera. Ta ułomność bardzo drażni, szczególnie tych, co spodziewali się czegoś lepszego po chwilach chwały dzięki Hellboyowi. Oczywiście nie można porównać dzisiejszego Beltramiego, do Beltramiego sprzed na przykład 4 lat, bo choć powiela błędy z przeszłości jednak miejscami daje się zauważyć prześwity ewolucji muzycznej. Winy popełnienia tej partytury po części można szukać po stronie napiętego harmonogramu podczas jej pisania… ale być może Marco na drodze swojej kariery natknął się na ścianę, której nie zauważył i w którą mocno uderzył. Pozostaje mieć nadzieję, że po tym „wypadku” otrząśnie się i będzie szedł dalej z otwartymi oczami, a przy odsłonie swoich kolejnych prac pokaże na co go tak naprawdę stać.

Najnowsze recenzje

Komentarze