Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Michał Lorenc

Psy

(1992)
4,7
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 01-05-2007 r.

Współpraca reżysera Władysława Pasikowskiego i kompozytora Michała Lorenca jest z pewnością jedną z najciekawszych we współczesnym kinie polskim. Obaj panowie (razem z doborową, cieszącą się niesłabnącym powodzeniem stawką aktorską) są odpowiedzialni bez cienia przesady za jedne z najlepszych współczesnych filmów sensacyjnych polskiej kinematografii. Chociaż wcześniejszy „Kroll” (1991), omawiane tutaj „Psy” (1992) i znakomita kontynuacja „Psy 2” (1994) swoją legendę zbudowały na nieśmiertelnych kwestiach dialogowych oraz powodzeniu wśród młodzieży, dzisiaj naprawdę próżno szukać w polskim kinie tak znakomicie zrealizowanych, zagranych i wciągających swą fabułą filmów sensacyjnych – filmy te po prostu przeszły próbę czasu. Rzadko się zdarza by świetnemu filmowi nie asystowała świetna muzyka, co na szczęście jest również udziałem Psów.

Michał Lorenc doskonale odwzorował w swojej muzyce atmosferę przeobrażenia Polski przełomu lat 80-ych i 90-ych, emocjonalne studium bohaterów a „amerykańska” realizacja filmu wpłynęła również na partyturę naszego, nie boję się tego powiedzieć: wybitnego kompozytora. Album z „Psów”, podobnie jak inne wydania prac Lorenca, zawiera dość dużą liczbę ścieżek (o dość krótkim czasie trwania), lecz tym razem dość dobrze przedstawiają główne zamysły i wariacje kompozycji Lorenca. A jest tych pomysłów co najmniej kilka. Przede wszystkim należy tu wspomnieć o słynnej Kołysance ze znakomitym solo na trąbkę, wspieranym emocjonalna sekcją smyczkową. Jest to muzyka niezwykle kojąca, refleksyjna ale również nie pozbawiona pewnego oblicza tragizmu. Utworów z tematem kołysanki jest na albumie kilka i co jakiś czas przypominają nam o tym głównej melodii „Psów”, co ani na chwilę oczywiście nie nudzi. Szczególnie godne uwagi jest wspaniałe, emocjonalne posługiwanie się sekcją smyczkową, w niepowtarzalny u Lorenca sposób – od razu wiadomo, że kompozytorem tej muzyki jest właśnie on. W wielu utworach sekcja ta kreuje bardzo smutny i emocjonalny wydźwięk.

Nie ukrywajmy, że „Psy” to kino dla mężczyzn. Kino mroczne i poważne. I w tym aspekcie Lorenc jest znakomity. Przede wszystkim świetnie kreuje suspense – np. wybijające w tle, wolne kotły znamionują nam o nadejściu jakichś niepokojących wydarzeń. W dość znaczący sposób używana jest również sekcja dęta Moskiewskiej Orkiestry Symfonicznej, dyrygowanej przez Konstantyna Krymca. Podkreśla bardziej dramatyczne sceny akcji, jest wręcz militarystyczna jak w otwierającym niby-marszu z utworu Psy. Z kolei na przykład w utworze 10, temat wchodzi dosłownie jak muzyka Ennio Morricone z któregoś z filmów Sergio Leone… Wszystko to dodaje albumowi niewątpliwego wrażenia powagi i dramatyzmu. Muzyka nie jest tylko efektownie napisana, ale stoi za nią także jakaś myśl przewodnia. Lorenc świetnie rozumie istotę underscore’u, czegoś co raczej nie powinno być domeną europejskiego kompozytora, a raczej hollywoodzkiego, który ma opisać każdą sekundę filmu dosłownie. Harmonijne tekstury wcale nie nudzą a tworzą ciekawy kontrapunkt dla muzyki tematycznej. Jest również bardzo mrocznie, bardzo dysonująco (Oni) a pewne fragmenty są wyrwane dosłownie z horroru. Między innymi muzyka do pamiętnej sceny ataku na łącznika w hotelu.

Kolejną istotną kwestią wydania jest umieszczenie w kilku miejscach kwestii dialogowych z filmu. Ogólnie umieszczanie dialogów/monologów uważam osobiście za pomysł dobry („Hannibal” i „Fan” Zimmera), lecz w aspekcie „Psów” ma to swoje plusy i minusy. Cieszę się, że znalazły się na albumie rozmowa Janusza Gajosa i Marka Kondrata, doskonale akcentowana mrocznym underscorem Lorenca (świetna okazja na usłyszenie jak kompozytor buduje klimat opowieści), słynny monolog Lindy nt. stania na straży porządku prawnego nowej RP oraz „miau” z podkładem kołysanki. W kilku momentach niestety pojawiają się przekleństwa. Być może ktoś uzna, ze mu to nie przeszkadza, lecz ja osobiście wolałbym by z głośników nie wylewały się nie parlamentarne słowa. Dodatkowo znajdziemy tu słynne Janek Wiśniewski padł. Rozumiem historyczność owej „pieśni”, ale brutalnie rozrywa partyturę Lorenca na albumie.

„Psy” to bezwzględny przykład na siłę polskiej muzyki filmowej i ogromny talent Michała Lorenca. Może nie jest to arcydzieło na miarę „Bandyty”, nie ma tu inspirujących, pobudzających, rytmicznych melodii na miarę „Prowokatora” czy „Przedwiośnia”, ale produkcja wydania i muzyka mają swoją niewątpliwą klasę i poziom. Ogólnie, oprócz fenomenalnych, kojących Kołysanek przeważa mroczna, poważna atmosfera. Obok wspomnianych dialogów mamy również odgłosy z filmu, jak na przykład ujadanie psów z początku filmu – jest to ciekawe rozwiązanie. Tytuły jak to tytuły na wydaniach Lorenca są krótkie i zwięzłe, ale kompletnie nie pasują do prezentowanej muzyki – np. słynne Janek Wiśniewski padł jest pod utworem z tytułem Ona… Kompletny mezalians. Ale to szczegół, liczy się muzyka. Szkoda, że w późniejszym etapie kariery Lorenc ponownie nie współpracował z Pasikowskim (dopiero tegoroczny serial „Glina”). Chyba kiepski poziom późniejszych filmów reżysera odstraszył kompozytora, albo być może jego brak zaważył na słabym ich przyjęciu… Tak czy owak, „Psy” są absolutnie polecane, szczególnie dla Kołysanki.

Najnowsze recenzje

Komentarze