Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

TOUR DE FRANCE # 6: Duety. André Hossein i Robert Hossein

Marek Łach | 21-04-2022 r.

Świat muzyki filmowej od zawsze żyje kompozytorsko-reżyserskimi duetami. Nikomu nie trzeba przedstawiać takich tandemów, jak John Williams i Steven Spielberg, Bernard Herrmann i Alfred Hitchcock, czy Danny Elfman i Tim Burton. Kinematografia francuska na przestrzeni dekad również wyprodukowała co najmniej kilka ikonicznych duetów; do najsłynniejszych można zaliczyć Francisa Lai’a i Claude’a Leloucha oraz Georgesa Delerue i Françoisa Truffauta. W dzisiejszym odcinku naszego cyklu przyjrzymy się dwóm panom o nazwisku Hossein, którzy w latach 50-tych i 60-tych ubiegłego wieku stanowili „azerską siłę” francuskiej sceny filmowej.

W 1927 roku do Paryża przybył artysta o egzotycznie brzmiącym nazwisku Aminoullah Husseinov, szerzej znany jako André Hossein. Od dobrych paru lat tułał się on po świecie: urodzony w Samarkandzie (obecnie Uzbekistan), dzieciństwo spędził na terenie Persji, a część swojej młodości w Rosji, skąd uciekł przed Rewolucją Październikową do Niemiec (ówcześnie Republiki Weimarskiej). W żyłach Hosseina płynęła mieszana krew: matka miała perskie korzenie, zaś ojciec był Azerem. W świecie muzyki Aminoullah zasłynął nie tyle za sprawą swojej działalności filmowej, lecz dzięki znakomitym utworom muzyki poważnej i baletowej, w których opiewał tradycyjną perską kulturę. Powszechnie za arcydzieła uznaje się jego Symfonię Persepolis oraz balet Szeherezada, będące przykładem doskonałego mariażu bliskowschodniego folkloru z symfonicznymi środkami wyrazu – polecam obie prace bardzo gorąco! Warto również wspomnieć, że Hossein był pierwszym Irańczykiem, którego przyjęto do elitarnego Paryskiego Konserwatorium.

Twórczość persko-azerskiego kompozytora dla kina nieodłącznie związana jest z jego synem, Robertem Hosseinem. Przyszły aktor i reżyser urodził się w 1927 roku; jego matką była ukraińska aktorka żydowskiego pochodzenia, Anna Minevskaya. Drugą wojnę światową spędził w Paryżu, po czym zaczął występować na deskach teatru i zadebiutował w kinie w 1948 roku. Na początku lat 50-tych zaczął budować swoją pozycję gwiazdy francuskiej kinematografii i na długie lata stał się jednym z wielkich amantów kina znad Sekwany – idolem niezliczonych rzesz fanek, które w szczególności upodobały sobie odgrywaną przez niego postać hrabiego de Peyraca z Markizy Angeliki.

Równolegle z karierą aktorską Robert Hossein rozpoczął przygodę z reżyserią. Na potrzeby pierwszego filmu, Les Salauds vont en enfer z 1955 roku, zaangażował swojego ojca André, z którym współpracował następnie przez długie lata – zarówno jako reżyser, jak i aktor. Bez cienia przesady można powiedzieć, że gdyby nie Robert, André Hossein nigdy nie wdałby się w romans z kinematografią. Obaj panowie stworzyli razem interesujący, lojalny duet, który trwał aż do śmierci kompozytora w latach 80-tych. W ścieżkach dźwiękowych Hosseina słychać nić porozumienia między ojcem i synem – konsekwentnie realizują oni określony program artystyczny, który wprawdzie na tle nowofalowej rewolucji określić należałoby jako dość zachowawczy, ale jednocześnie posiadający indywidualny rys, który nie pozwala stawiać ich w rzędzie ówczesnych, produkowanych taśmowo filmowych produkcyjniaków.

Na koniec warto też wspomnieć – trochę na marginesie – że w 2006 roku 78-letni już Robert Hossein wyreżyserował masowy teatralny spektakl Ben-Hur, wystawiony we wrześniu na stadionie Stade de France. Widowisko kosztowało 16 mln dolarów, uczestniczyło w nim 300 aktorów, a spektakl zgromadził na trybunach 50 tysięcy widzów. Jako ilustrację muzyczną wykorzystano oczywiście utwory André Hosseina.

RECENZJA NA DZIŚ:


Najnowsze artykuły

Komentarze