Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

FILMMUZY 2014 – NOMINACJE!

Czerwony dywan, błyski fleszy, luksusowe samochody, eleganckie garnitury i szykowne sukienki (w które wciskali się redaktorzy Filmmusic.pl oczywiście)… Tak było rok temu podczas siódmej gali Filmmuz – nagród, którymi redakcja naszego portalu wyróżnia najbardziej zasłużonych twórców muzyki filmowej mijającego sezonu. Rok 2014 choć przyniósł całkiem spore bogactwo ciekawych ścieżek dźwiękowych, to jednak w związku z budżetowymi cięciami na portalu ograniczył ósmą ceremonię ogłoszenia nominacji do skromnej posiadówy przy piwie w małej, taniej spelunie, gdzieś w centralnej Polsce…

To wszystko powyżej to oczywiście żarty. Prawie wszystko, gdyż faktycznie rok 2014 okazał się obfitować może niekoniecznie w skończone arcydzieła redefiniujące całą muzykę filmową, ale na pewno w solidne, dobre a i bardzo dobre ścieżki dźwiękowe, wśród których nie tak łatwo było wybrać jedynie 5 najlepszych, a do tego 7 najbardziej pamiętnych utworów, 3 dominujących w roku kompozytorów, 3 najciekawsze nowe twarze w gatunku no i tradycyjnie też 3 ścieżki, które chyba lepiej jakby nie powstały. Jaki jest nasz wybór? Paru nazwisk i tytułów zapewne można było się spodziewać ale i pewnie parę razy Was zaskoczymy (ba, zaskoczyliśmy nimi nawet sami siebie). Oto one: nominacje do Filmmuz za rok 2014.

Uwaga: klikając na grafikę z nominowanymi kompozytorami/pozycjami możecie posłuchać małej kompilacji nominowanej twórczości. Nie dotyczy gniotów, których słuchania nawet we fragmentach postanowiliśmy Wam, Drodzy Czytelnicy, oszczędzić.

Finałową piątkę rozpoczynamy od nazwiska najmniej medialnego. Irlandzki artysta Patrick Cassidy na gruncie muzyki filmowej przez wiele lat pozostawał w cieniu swoich kolegów po fachu – przyszedł jednak wreszcie czas, by z tego cienia wyjść. Tym przełomem jest Calvary: kontemplacyjna ścieżka, przy pomocy której kompozytor stara się uchwycić chrześcijańską duchowość, w szczególności cnoty poświęcenia i przebaczenia. Ilustracja płynie sennie i majestatycznie w tle pięknych, szerokich kadrów irlandzkiej prowincji, skłaniając do refleksji i spojrzenia w głąb siebie.

Bardziej folklorystyczne doznania zapewnił nam Alexandre Desplat wraz ze swoim The Grand Budapest Hotel. Byłoby jednak krzywdzącym dla Francuza zbyć tę ścieżkę etykietką „etnicznej stylizacji”. Score ten jest czymś zdecydowanie więcej – wystarczy posłuchać nieszablonowych połączeń folkowego instrumentarium, jazzującej perkusji, orkiestry symfonicznej i organów, które tworzą razem zupełnie unikatową, niepodrabialną atmosferę ekranowej krainy Zubrovki, pulsującej w rytm precyzyjnej, dobrodusznie humorystycznej muzyki Desplata. Tym sposobem The Grand Budapest Hotel staje się najciekawszą ilustracją „światotwórczą”, jaką przyniósł ubiegłoroczny sezon soundtrackowy.

Z wymyślonym światem (How to Train Your Dragon 2) mierzył się również John Powell, choć fundamenty soczystego, przebojowego brzmienia przygotował już kilka lat temu na potrzeby pierwszej części tej lubianej animacji. Sequel nie jest w tym elemencie żadnym przełomem, ale zachwyca równie mocno co poprzednik, tym razem jako wynik konsekwentnej, przemyślanej ewolucji. Przygodowe fantasy Anglika jest niesamowicie ekscytujące, barwne i przepełnione pamiętnymi tematami. Otwarcie czerpie z najlepszych tradycji muzycznych gatunku (Poledouris, Horner, Goldsmith), ale jednocześnie unowocześnia je przy pomocy progresywnego stylu Powella. Jeśli pierwszy Smok miał jakieś wady, to w dwójce żadnej z tych słabostek już się nie dopatrzymy – jest to po prostu ścieżka kompletna.

Grand Piano Victora Reyesa miało wprawdzie swoją filmową premierę w 2013 roku, ale dopiero sezon 2014 umożliwił nam formalnie zapoznać się z tą nietuzinkową pozycją. Spośród wszystkich nominowanych hiszpański kompozytor postawiony został przed zadaniem najtrudniejszym: skomponować musiał koncert fortepianowy, który główny bohater filmu wykonuje w filharmonii pod celownikiem psychopatycznego szantażysty. Reyes podszedł do problemu dwutorowo – z jednej strony podporządkował się zwartej koncertowej formule, z drugiej zaś zawarł w niej emocje i napięcia, z jakimi zmaga się ekranowy pianista. Efektem jest błyskotliwy kolaż muzyki diegetycznej i niediegetycznej: imponujący (czy wręcz obsesyjnie pedantyczny) pod względem technikaliów, ale i wyśmienity jako kompozycja sama w sobie. Bodaj najlepsza ilustracja do thrillera, jaką słyszeliśmy od dobrych paru lat.

Ostatnim z nominowanych jest Hans Zimmer, którego Interstellar przemienia kosmiczną eskapadę w doświadczenie z pogranicza metafizyki. Niemiec poszedł w innym kierunku aniżeli Steven Price w ubiegłorocznym Gravity. Ścieżka do filmu Nolana jest bardziej refleksyjna i introwertyczna; sugestywnie podkreśla kontakt z nieznanym, poczucie wyobcowania i osamotnienia. Nad pięknym, medytacyjnym brzmieniem całości dominują kościelne organy, które w kulminacyjnych momentach nadają ścieżce epickiego wymiaru, godnego najważniejszej podróży w historii ludzkości. Pewność siebie Zimmera w doborze trudnych środków wyrazu sprawia, że ręce same składają się do oklasków. Interstellar to niewątpliwie jedno z najambitniejszych osiągnięć w karierze niemieckiego kompozytora.

Nominowani do Filmmuzy za rok 2014, w kategorii „Score” zostali:

  • Patrick Cassidy – „CALVARY”
  • Alexandre Desplat – „THE GRAND BUDAPEST HOTEL”
  • John Powell – „HOW TO TRAIN YOUR DRAGON 2”
  • Victor Reyes – „GRAND PIANO”
  • Hans Zimmer – „INTERSTELLAR”

Grupę nominowanych kompozytorów, co konstatujemy z przyjemnością, otwiera nasz rodak Bartosz Chajdecki. W tym roku stworzył dwie bardzo dobre ścieżki do prestiżowych rodzimych projektów. Pierwszym z nich było nowatorskie Powstanie warszawskie, fabularny film wojenny zmontowany wyłącznie z oryginalnych zdjęć filmowych kręconych przez samych powstańców. Drugim biograficzny dramat o najwybitniejszym polskim kardiochirurgu i transplantologu Zbigniewie Relidze. Obie ścieżki zostały napisane na wysokim poziomie artystycznym i należą do czołówki tego roku. Chajdecki zaczyna dominować w polskiej muzyce filmowej zarówno pod względem prestiżu projektów, jak i jakości. Należy też wspomnieć, iż muzykę kompozytora w minionym roku można było usłyszeć w serialu Czas honoru- Powstanie oraz animowanej krótkometrażówce Lato 2014.

Nikt jednak chyba nie miał tak wielu zróżnicowanych projektów jak drugi z nominowanych kompozytorów, Alexandre Desplat. Staroświecki komediodramat wojenny (Obrońcy skarbów), kryminalna komedia Wesa Andersona (Grand Budapest Hotel), monster –movie (Godzilla) i dwa skrajnie różne dramaty biograficzne (Gra tajemnic i Niezłomny) a na deser film reklamowy znanej marki samochodowej. To wszystko, co zilustrował w tym roku, pokazując przy tym dużą wszechstronność. Może nie wszystkie te ścieżki są na najwyższym poziomie artystycznym, jednak warto docenić fakt, że kompozytor szuka czegoś nowego, rozwija się, nie schodząc przy tym poniżej pewnego solidnego poziomu. A nominowany w kategorii „score” Grand Budapest Hotel należy do zdecydowanej czołówki jego kariery.

Drugim obok Chajdeckiego debiutantem w tej kategorii okazuje się doświadczony Hans Zimmer, ale to, po okresie pewnej posuchy, nie powinno dziwić. Może jego ubiegłoroczne współprace z Rupertem Gregsonem-Williamsem (Zimowa opowieść) czy Lornem Balfe (Syn boży) nie należały do najciekawszych i nie zapisały się w pamięci niczym nadzwyczajnym, ale Niemiec pozytywnie zaskoczył nas drugą częścią Niesamowitego Spider-Mana, przy którym współpracował z sześcioma innymi artystami. Wisienką na torcie okazała się jednak jego wprost metafizyczna muzyka do Interstellar Christophera Nolana, która niczym w filmie miłość, przekroczyła filmowe granice i zasłużenie wdarła się do zdecydowanej czołówki roku 2014, wrzucając na kompozytorskie podium swego twórcę.

Nominowani do Filmmuzy za rok 2014, w kategorii „Kompozytor” zostali:

  • BARTOSZ CHAJDECKI
  • ALEXANDRE DESPLAT
  • HANS ZIMMER

Rok 2014 przyniósł nie tylko sporo dobrych prac od znanych i uznanych już twórców, ale pozwolił zabłysnąć kompozytorom, o których wcześniej mało kto słyszał. Swoje szanse wykorzystali tacy twórcy jak Danny Bensi i Sandr Juriaans (Enemy), Gustavo Dudamel (Libertador), Nima Fakhara (The Signal), Dean Harada (Gun Woman), Justin Hurwitz (Whiplash), Devonte Hynes (Palo Alto), Mathew Llewelyn (Deep In the Darkness; Wishin’ and Hopin’), John Paesano (The Maze Runner; When the Game Stand Tall), Tom Raybould (The Machine), Carlos Rafael Rivera (Walking Among the Tombstones), Jonathan Snipes (Starry Eyes) czy Frederik Wiedmann (Fields of Lost Shoes). Sporo, prawda? A żaden z tych utalentowanych kompozytorów nie zmieścił się w wybranej przez nas trójce, co tylko dowodzi jak znakomity był to rok w tej kategorii i że mieliśmy przy wyborze prawdziwe kłopoty bogactwa.

Pierwszym nominowanym do „Odkrycia roku” jest nie taki znowu młody, bo będący już po 40-stce Francuz Raphaël Gesqua. Pozornie doświadczony, jednak nie w branży filmowej, a komputerowej, dla której ilustrował gry jeszcze od czasów sławetnej Amigi. Pomijając kilka epizodów przy krótkim metrażu do świata filmu wciągnęli go w 2011 roku reżyserzy Alexandre Bustillo i Julien Maury. Jednak wydaje się, że Gesqua pokazał na co go stać dopiero w roku 2014 przy pomocy tylko sampli, syntezatorów oraz własnego gwizdania tworząc bardzo charakterystyczną (i charakterną) ilustrację do horroru Aux Yeu des vivants. Oprócz tego zilustrował jeszcze segment innego filmu grozy The ABCs of Death 2 oraz dokument Super 8 Madness!.

Także okolice kina grozy przynoszą nam kolejnego nominowanego artystę. Mica Levi, znana także pod pseudonimem Mikachu to młoda angielska piosenkarka, kompozytorka i producentka muzyczna lubująca się w muzyce alternatywnej i eksperymentalnej a w filmówce kompletny debiutant. Reżyser Jonathan Glazer zaprosił ją do współpracy przy specyficznym thrillerze S-F Under the Skin, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Atonalne, przywodzące na myśl niektóre dokonania muzyki poważnej odrealnione, niepokojące brzmienia Pod skórą idealnie sprawują się jako ilustracja nieszablonowego obrazu o obcym w ciele kobiety. I nawet jeśli dla wielu słuchanie tej ścieżki bez filmowego kontekstu może być ciężką przeprawą, to trzeba docenić tak pomysł, jak i wykonanie.

Trójkę nominowanych uzupełnia najdłużej działający w branży filmowej Hiszpan Jorge Magaz. Trzeba jednak zauważyć, że doświadczenie tego kompozytora ograniczało się głównie do pokaźnej liczby krótkometrażówek oraz asystowania bardziej znanym kompozytorom (m.in. Alberto Iglesiasowi). Wydaje się, że pozycja Hiszpana zmienić się może dzięki współpracy z reżyserem Nacho Vigalondo. Wprawdzie ich pierwszy projekt, komedia SF Extrterrestre z 2011r. muzycznie i filmowo przeszła zupełnie bez echa, lecz ubiegłoroczny thriller Open Windows spotkał się już z dużo większym zainteresowaniem, a oryginalnie i odważnie łączący nowoczesną elektronikę z elementami orkiestrowymi score Magaza zasłużenie doczekał się wydania.

Nominowani do Filmmuzy za rok 2014, w kategorii „Odkrycie” zostali:

  • RAPHAËL GESQUA
  • MICA LEVI
  • JORGE MAGAZ

Jak co roku w Filmmuzach, zestaw nominowanych utworów jest kolorowy, różnorodny, pochodzący tak z box-officowych hitów jak i prac spoza głównego nurtu. Zaczynamy od dwóch twórców z kraju nad Sekwaną. Pierre Adenot w zasadzie po raz pierwszy w zeszłym roku przyciągnął uwagę fanów muzyki filmowej oprawą do najnowszej ekranizacji baśni Piękna i bestia. Z pracy tej pochodzi śliczna muzyka pod napisy końcowe filmu. Walcowa, taneczna rytmika na orkiestrę, w której nie szczędzi się miejsca na frywolne partie instrumentów dętych, cymbałów i zawadiackich smyczków. Całość ma posmak romantyzmu, ale też nutki magii. Wybornie zaaranżowane i takowo wykonane przez zespół orkiestrowy La belle et la bête [Générique fin] otwierają listę nominacji. Z podobnych źródeł wyrasta utwór pod napisy początkowe z Gry tajemnic autorstwa Alexandre Desplata. Francuz nie po raz pierwszy sięga tu do dobrodziejstw minimalizmu (fortepian, flety), całość podkreślając bardziej ekspresyjnym w jego karierze tematem głównym, który posiada nieco wymowniejszy, hollywoodzki „ciężar” (co okazuje się tu zaletą) i element melancholijnej dramaturgii. Silna, wyrazista melodia, delikatne napięcie, muzyczna biegłość oraz elegancja to na pewno mocne atuty The Imitation Game.

Podobnie jak w przypadku pierwszej pozycji, do świata baśniowej fantazji uciekamy (i polecimy tam raz jeszcze – i to dosłownie) przy okazji Maleficent Suite Jamesa Newtona Howarda z disneyowskiej Czarownicy. Kompozytor wzorem swojego innego, znakomitego dokonania sprzed kilku sezonów czyli The Last Airbender, na początku wydania płytowego umieścił suitę zbierającą materiał tematyczny score’u i będący zmyślnym wprowadzeniem w klimat albumu płytowego. 7-minutową kompozycję rozpoczynają nieco komediowe, delikatne brzmienia, które następnie przechodzą w hipnotyzujące chóry, by w finale uciec w epicką w wydźwięku kulminację orkiestry (znacząca rola instrumentów dętych, talerzy i perkusji), w typowym dla Howarda stylu. Kodą jest solowy fortepian i wokal w zgrabny sposób wyciszające potężny finał. Wszelkie utwory o charakterze suit dają kompozytorom sporo pola do popisu i Amerykanin tą okazję skwapliwie wykorzystuje. Z innego bieguna pochodzi Dochi’s Theme z koreańskiego Kundo: Age of the Rampant. Kompozytor Jo Yeong-wook (oraz jego pomocnicy: Hong Dae-seong i Jeong Hyeon-soo) składa hołd tytanowi spaghetti-westernowego gatunku, czyli Ennio Morricone. W bardzo przebojowej kompozycji znajdziemy gitarę elektryczną, pasjonujące solo na trąbkę, specyficzne piszczałki, żeński wokal, smyczkowe harce imitujące konną jazdę i wręcz zacytowane z kanonu wielkiego Włocha rozwiązania kompozycyjne. Moc zabawy i świetna strona techniczno-aranżacyjna, sprawiają, że nawet sam Morricone byłby zadowolony z efektu końcowego. Równie wiele radości oferuje ścieżka dźwiękowa z Jak wytresować smoka 2, która zawiera całe multum porywających fragmentów i utworów, my natomiast chcieliśmy wyróżnić chyba ten najbardziej szczery, nieskrępowany i przepełniony niemal dziecięcą radością, czyli Flying With Mother. Wszelkie sekwencje latania są bardzo dla kompozytorów „wdzięczne”, czego flagowym przykładem jest John Williams z całym kanonem swoich tematów latających i taką też (choć nie jedyną w zakresie obu części tej animacji) szansę wykorzystuje John Powell. Dodatkowo utwór wprowadza nowy temat, muzyka jest rozpisana w formie walca, zachwyca inspirujący chór, dzwonki, dudy i rewelacyjna strona techniczna kompozycji (jak też całego soundtracka). Brytyjczykowi, który od dobrych kilku lat bezsprzecznie króluje w dziedzinie muzyki do filmów animowanych udało się uchwycić tu rzadko spotykaną we współczesnej filmówce dziecięcą magię i beztroskę.

Aż podwójny nominacyjny dublet ustrzelił w tej kategorii Hans Zimmer. Widowisko science-fiction Interstellar posiadało kilka bardzo ekspresyjnych, muzycznych momentów. Najbardziej zafascynował nas track Mountains, który bezsprzecznie dowodzi kompozytorskiego szóstego zmysłu niemieckiego twórcy. Utwór gradualnie rozwija się i przyspiesza, wprowadzając kolejne warstwy instrumentarium. Od początkowych perkusyjnych pałeczek (sugerujących paradoksy czasowe, z którymi mierzą się bohaterowie filmu), poprzez minimalistyczną w wyrazie frazę, ponad którą wchodzi elektronika, perkusja, instrumenty dęte, chór i ekspresowe organy. Wraz z typowym dla Zimmera, muskularnym, dramatycznym tematem tworzy to spektakularne crescendo. Po prostu robiąca wrażenie robota aranżacyjna i konstrukcja utworu. Drugi utwór autorstwa szefa Remote Control Productions pochodzi z Niesamowitego Spider-Mana 2 a przy jego powstaniu maczała palce jeszcze grupa współpracowników podpisana jako The Magnificent Six. My Enemy, 9-minutowy przykład oryginalnej myśli kompozytora to niecodzienne połączenie estetyki baroku (inspiracja Henry Purcellem) z gitarową teksturą oraz dubstepem, będące ilustracją dla złoczyńcy Electro. W kompozycję wpisana jest pewna schizofreniczna forma, która jednak tylko uwypukla odwagę twórcy w łączeniu przeciwstawnych raczej stylów. Pełna jest elektronicznych frykasów, chóralnych a nawet super-bohaterskich „wstawek”, zmian tonacji, tempa i napięcia. Z pewnością Hans Zimmer dokładnie oddał to, co dzieje się głowie komiksowego szaleńca.

Nominowani do Filmmuzy za rok 2014, w kategorii „Utwór” zostali:

  • Pierre Adenot – LA BELLE ET LA BÊTE [GÉNÉRIQUE FIN] („La belle et la bête”)
  • Alexandre Desplat – THE IMITATION GAME („The Imitation Game”)
  • James Newton Howard – MALEFICENT SUITE („Maleficent „)
  • Jo Yeong-wook – DOCHI’S THEME („Kundo: Age of the Rampant”)
  • John Powell – FLYING WITH MOTHER („How to Train Your Dragon 2”)
  • Hans Zimmer – MOUNTAINS („Interstellar”)
  • Hans Zimmer & The Magnificent Six – MY ENEMY („The Amazing Spider-Man 2”)

Mimo, że rok 2014 należał do naprawdę udanych dla muzyki filmowej i widzowie/słuchacze mieli z czego wybierać, tak niestety nie zabrakło też prac, o których wolelibyśmy zapomnieć. Wśród tegorocznych nominowanych znalazł się niespodziewanie Christophe Beck. Amerykanin nie jest jakimś nowicjuszem w branży. Do tej pory uznawany był za dość solidnego wyrobnika, któremu lepiej wychodzi imitowanie innych niż przemawianie własnym głosem. Edge of Tomorrow nie tylko brzmi jak siódma woda po każdym blockbusterze science-fiction ostatnich lat, ale przy tym nudzi niemiłosiernie. Brak tu jakichkolwiek wyrazistych tematów, nawet najbardziej prostych, brak jakiejkolwiek myśli, która przyświecałaby tej ścieżce. Zamiast tego otrzymaliśmy schematyczną, muzyczną tapetę, która zarówno w filmie jak i na płycie razi swoją anonimowością. Gdyby jeszcze film był nieciekawy, to można byłoby próbować jakoś usprawiedliwić Becka. Edge of Tmorrow jest jednak naprawdę niezłym kawałkiem kina rozrywkowego, przez co tym bardziej boli zmarnowany potencjał.

Od niezłego rozrywkowego filmu SF z fatalnym scorem, wędrujemy do złego filmu SF z fatalnym scorem. Raczej nikt nie miał wielkich oczekiwań od remake’u kultowego Robocopa. I słusznie, gdyż podobnie jak większość współczesnych remake’ów i ten okazał się niepotrzebny i nie mogący się równać z oryginałem Paula Verhoevena. Tak też oczekiwania wobec muzyki nie były wysokie, ale liczono, że może kompozytor spoza mainstreamu wprowadzi trochę świeżości. Niestety Pedro Bromfman nie tylko „nie odświeżył” współczesnej muzyki filmowej, ale zaserwował jej najgorsze zakiśnięte oblicze. Anonimowy syntetyczny twór Brazylijczyka brzmi bardziej jaka jakaś muzyczna baza plików i to wątpliwej jakości, niż funkcjonalna ścieżka dźwiękowa. A już jako akt desperacji należy uznać sięgnięcie po klasyczny temat Robocopa z oryginalnej wersji. Te kilka sekund z licho przerobionym motywem Basila Poledourisa to jedyne co ten score ma nam do zaoferowania.

Niechwalebną trójkę zamyka 300: Rise of an Empire, której autorem jest Tom Holkenborg alias Junkie XL, niegdyś DJ i producent muzyczny, a od niedawna kompozytor filmowy. Choć zapewne wielu uzna, że na tytuł „kompozytora” jeszcze nie zasłużył. Szczególnie jeżeli nie udało mu się przeskoczyć tak nisko zawieszonej poprzeczki, jaką było ostro skrytykowani 300 Tylera Batesa. Przy sequelu Junkie XL podąża właściwie tą samą schematyczną drogą, jeżeli chodzi o współczesne, hollywoodzkie rozumowanie antyku. I podobnie jak Bates, holenderski ex-DJ też nie grzeszy oryginalnością. Zamiast jednak kopiować pojedyncze utwory, po prostu opiera cały score na perkusjach rodem z Man of Steel. Nie mogło też zabraknąć egzotycznych wokaliz, które od czasów Gladiatora słyszeliśmy w każdym tego typu filmie. Męcząca schematyczność, połączona z męczącym hukiem, definiuje tę nieciekawą i głośną ścieżkę, która wpisuje się w pewną tradycję. Już w 2007 roku podczas pierwszych Filmmuz oprawa muzyczna do 300 „zgarnęła” nominację do Gniota Roku. Po siedmiu latach historia znowu się powtarza i tym razem „zaszczyt” tan spadł na niepotrzebną nikomu kontynuację.

Właściwie jedynym drobnym pocieszeniem, jakie można wysunąć patrzeć na te najgorsze ścieżki dźwiękowego 2014 roku, to , że tym razem, żaden znany i ceniony kompozytor nie upadł tak nisko, aby znaleźć się na tej liście.

Nominowani do Antymuzy za rok 2014, za „Gniot” zostali:

  • Christophe Beck – „EDGE OF TOMORROW”
  • Pedro Bromfman – „ROBOCOP”
  • Tom Holkenborg (Junkie XL) – „300: RISE OF AN EMPIRE”


Na dzisiaj to tyle – można powiedzieć „aż tyle”, bo jak dowodzi powyższe zestawienie, muzyka filmowa w mijającym sezonie prezentowała się bardzo okazale. Jesteśmy pewni, że każdy znajdzie tu coś dla siebie: i rozrywkę, i wzruszenia, i szczyptę artyzmu… Bo taka jest muzyka filmowa – pełna rozmaitości, nieprzewidywalna i szukająca wciąż nowych środków wyrazu. Zwycięzców plebiscytu ogłosimy już w przyszłym tygodniu. Do tego czasu zapraszamy do dzielenia się własnymi spostrzeżeniami i komentowania naszych nominacji.

Najnowsze artykuły

Komentarze